Większość z was kojarzy pewnie poniższy wzór. Stanowi on podstawę do obliczania tzw. stopy dyskontowej, czyli teoretycznej stopy procentowej po jakiej należy zdyskontować przyszły przepływ pieniężny określonej spółki w celu obliczenia jej wartości wewnętrznej.
To, co można zauważyć, to to że przy obliczaniu kosztu kapitału własnego bardziej zmiennych spółek, koszt ten rośnie. Czyli oczekiwana stopa zwrotu jest wyższa.Re = Rf + β(Rm - Rf)
Przykładowo jeżeli za stopę wolną od ryzyka przyjmiemy rentowność krótkoterminowych obligacji amerykańskich (nie 10-latek jak się powszechnie to robi, ponieważ te posiadają ryzyko zmiennej stopy procentowej), a za stopę zwrotu rynku przyjmiemy historyczną stopę zwrotu indeksu S&P500 (10% rocznie), to wtedy spółka o β = 1 będzie mieć koszt kapitału na poziomie 10%, a spółka o β = 2, na poziomie 19.88%.
Pytanie więc brzmi, skoro wystarczy dobierać bardziej zmienne akcje (lub odpowiednio lewarować te mniej zmienne przy użyciu margina jeśli jest to akurat bardziej opłacalne) aby osiągnąć oczekiwaną stopę zwrotu przewyższającą indeks, to dlaczego 90% aktywnie zarządzanych funduszy jest bitych przez ich własny benchmark? Coś musi być nie tak. Albo z teorią, albo z praktyką.