Największa zmiana od sześciu lat (oraz kilka mniejszych), które spotkały mój portfel inwestycyjny jesienią 2017 roku

Największa zmiana od sześciu lat (oraz kilka mniejszych), które spotkały mój portfel inwestycyjny jesienią 2017 roku
Komentarze: 0
Skomentuj

Po raz pierwszy od 2011 roku wypłaciłem środki z mojego prywatnego portfela inwestycyjnego. Pisząc to czuję się trochę jakbym zdradzał młodzieńcze ideały, bo od początku byłem zwolennikiem reinwestowania wszystkich zysków z giełdy. Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć jednak, że nie wycofuję pieniędzy, żeby kupić lepszy samochód, większą łódź, ani nawet iPhone’a X. Wypłacone środki posłużą do sfinansowania nowego przedsięwzięcia, które zamierzam rozwinąć poza giełdą. Wypłata tak dużej sumy poskutkowała jednak nieuniknioną roszadą w portfelu inwestycyjnym. Poniżej znajduje się krótki przegląd tego co się zmieniło.


O co cały ten ambaras?

W związku z tym, że mój prywatny portfel skurczył się o jakieś 60%, musiałem opracować dla niego nieco inną formułę. Chodziło mi przede wszystkim o to, aby w dalszym ciągu utrzymać możliwość inwestowania w bardzo szerokie spektrum aktywów, jednak przy zachowaniu ekstremalnie wysokiego poziomu dywersyfikacji.

W dodatku mniejszy portfel oznacza mniejszą poduszkę bezpieczeństwa, a więc drugim celem było ograniczenie ryzyka i zminimalizowanie wahań kapitału.

W ostatnim podsumowaniu pisałem o tym, że zakończył się właśnie pierwszy etap transformacji mojego portfolio, czyli przenoszenie wszystkich aktywów z rynków rozwiniętych (głównie USA) w kierunku rynków rozwijających się (głównie Azji).

Dzisiaj rozpoczyna się natomiast etap drugi, czyli systematyczne przekształcanie sporej części instrumentów akcyjnych w opcyjne pozycje syntetyczne.

Mówiąc w skrócie chodzi o to, aby stworzyć ekwiwalent inwestycji w określoną liczbę akcji nie używając przy tym akcji. Jest to jak najbardziej możliwe przy wykorzystaniu prostszych lub bardziej zaawansowanych strategii opartych na terminowych instrumentach pochodnych.

Efekt tego działania jest taki, że otwarta zostaje transakcja, która przez określony czas zachowuje się dokładnie tak samo jak odpowiadający jej pakiet akcji danej firmy, tzn. rośnie i spada dokładnie o tyle samo co ustalona liczba akcji. Plusem jest to, że na utworzenie takiej opcyjnej pozycji syntetycznej potrzeba od kilkudziesięciu do stu razy mniej gotówki niż na tradycyjny zakup akcji.

W ten sposób przy użyciu dość skromnego kapitału można kontrolować całkiem pokaźne wolumeny. Mówiąc o skromnym kapitale nie mam na myśli oczywiście kilku tysięcy złotych, tylko kwoty od 10 000 USD w górę (a najlepiej wyposażone w jeszcze jedno zero). Dopiero taki poziom będzie w stanie zaspokoić wygórowane potrzeby wynikające z wymagań margina oraz pozwolić na odpowiednie rozproszenie pozycji i na wysoką dywersyfikację.


Co więc doszło, a co odeszło z mojego portfela?

Przede wszystkim zredukowałem niemal do zera pozycje oparte o źródła energii odnawialnej. W dalszym ciągu wierzę w tę branżę i jest to mój faworyt, ale faworyt w perspektywie następnych 10-15 lat. Natomiast środki finansowe były mi potrzebne na inwestycję w pozagiełdowy biznes, który pierwsze zyski powinien przynieść już w ciągu dwóch, może trzech lat. Tak więc decyzja była prosta.

Swoją drogą, ta roszada wiele mówi o tym, ile warte są nasze buńczuczne zapowiedzi, długoterminowe plany i optymistyczne założenia. Jeszcze rok temu byłem przekonany, że inwestycja w OZE jest czymś, co będę trzymał na swoim prywatnym koncie aż do emerytury. Historia jednak pokazuje, że priorytety potrafią zmieniać się bardzo szybko.

Jednak papierami, które rzeczywiście mam nadzieję dotrzymać do emerytury, są akcje Tesli. W perspektywie 20-30 lat risk-to-reward ratio jest tutaj doprawdy oszałamiające i instrumenty o symbolu TSLA będą prawdopodobnie tymi papierami, których pozbędę się w ostatniej kolejności i to dopiero w wypadku wystąpienia naprawdę ekstremalnej potrzeby.

Dalej stawiam na największego producenta uranu, czyli Cameco Corporation oraz na molocha budującego i serwisującego elektrownie atomowe na terenie Azji, czyli CGN Power Corp. Na świecie konstruowanych jest obecnie ponad 200 reaktorów (głównie w Chinach, Indiach i Rosji). Pierwsze z nich zaczną pracę już za 2-3 lata powodując lawinowy wzrost zapotrzebowania na uran. Resztę można sobie dopowiedzieć samemu.

Silnym kandydatem do wzrostów jest też cała gospodarka rosyjska, która moim zdaniem – paradoksalnie – na nakładanych przez zachód sankcjach tylko skorzysta. Stanie się tak poprzez usamodzielnienie się rosyjskiego rynku i nawiązanie przez Kreml jeszcze mocniejszych relacji finansowych i militarnych z Chinami. Tę samowystarczalność widać zresztą już dzisiaj choćby w sektorze finansowym czy rolniczym. Dlatego trzymam opcje na ETF-a RSX oraz mam otwartą krótką pozycję na parze walutowej USD.RUB, która po części jest też zakładem przeciwko dolarowi.

W dalszym ciągu bardzo mocno stawiam także na Pakistan i Brazylię, czyli moich dwóch ulubionych przedstawicieli podwórka zwanego emerging markets. Oba te kraje już w zeszłym roku dały sporo zarobić, ale to nie koniec. Jeśli chodzi o Pakistan, to uważam, że przede wszystkim jego giełda uniesie się na fali chińskich kilkudziesięciu miliardów dolarów, które spłyną do kraju w ramach odbudowy Jedwabnego Szlaku.

Co ciekawe jednak, w Brazylii także zaczęło pojawiać się coraz więcej chińskich koncernów, które zamierzają finansować potężne projekty infrastrukturalne od lotnisk, przez porty, po linie kolejowe i autostrady.

W aktywa brazylijskie na szczęście można zainwestować przy pomocy opcji, w pakistańskie niestety nie. Mimo tego jedna i druga pozycja pozostają u mnie nienaruszone.

Idąc za ciosem mocno stawiam też na całą chińską branżę turystyczną, o której więcej już pisałem. Ciągle czekam natomiast na lepszy moment, żeby wrócić na szeroki rynek chiński i koreański, z których wycofałem się na początku 2017 roku realizując kilkunastoprocentowe zyski. Jak się później okazało był to błąd, bo od tego czasu tamten rejon świata urósł jeszcze bardziej.

Moim absolutnym faworytem pozostają dalej firmy dostarczające piasek do wydobycia ropy z łupków, o których trwa dyskusja na forum. Obok Tesli to jedyne amerykańskie aktywa, które obecnie posiadam.

Do portfela doszedł natomiast niedawno zupełnie nowy nabytek, czyli kobalt, o którym więcej pisałem w tym miejscu. Na razie ta pozycja zajmuje stosunkowo małą część portfolio, ale zamierzam ją skrupulatnie uzupełniać, gdy tylko pojawi się zjazd ceny i okazja do uśrednienia zakupu. Póki co kobalt dał już zarobić ponad 20% w miesiąc i nic nie wskazuje na to, aby miał na tym poprzestać. Mam jednak nadzieję, że jakaś szansa na uzupełnienie zapasów jeszcze się pojawi.

Jeśli chodzi o całkiem świeże ruchy w portfelu, to kilka dni temu wystawiłem trochę opcji zabezpieczających przed krótkoterminowymi spadkami indeksu S&P 500 i akcji Tesli, a także postawiłem na wzrost zmienności w czwartym kwartale tego roku.

Nie znaczy to oczywiście, że nagle zacząłem silnie obstawiać krach w USA. Te zagrania na spadki mają wyłącznie tymczasowy charakter hedgingowy dla długich pozycji, które posiadam w portfolio z szerszą perspektywą czasową.

Dalsze zmiany i update portfela już wkrótce. Stay tuned!

Następny artykuł w kategorii Pozostałe
20 subiektywnych pomysłów na to, gdzie i w co warto zainwestować w 2018 roku

Przeczytaj również

Wszystkie wpisy
Pozostałe
03.12.2024
Czy rynek naprawdę jest efektywny? Teoria akademicka kontra brutalna rzeczywistość
Czy rynek naprawdę jest efektywny? Teoria akademicka kontra brutalna rzeczywistość
Aktualności
28.08.2024
Skąd taka zmienność na giełdzie, czyli krótka historia o tym, jak japoński bank centralny zepsuł nam wakacje
Skąd taka zmienność na giełdzie, czyli krótka historia o tym, jak japoński bank centralny zepsuł nam wakacje