Wheel investing – prosta, ale efektywna strategia opcyjna na 2024 rok

Wheel investing – prosta, ale efektywna strategia opcyjna na 2024 rok
Komentarze: 3
Skomentuj

Opcje nie zostały pomyślane jako instrumenty do spekulacji, ale raczej jako narzędzie optymalizacyjne i hedgingowe dla instytucji oraz przedsiębiorstw. Dzisiaj jednak większość indywidualnych inwestorów używa ich właściwie wyłącznie do spekulacji z uwagi na efekt dźwigni, który opcje zapewniają. To błąd. Najlepsze rezultaty bowiem można osiągnąć dopiero wtedy, gdy połączymy ze sobą oba te podejścia. Jednym z takich połączeń jest właśnie tzw. wheel investing.

Strategia wheel investing polega na wystawianiu opcji PUT, aż do momentu ich realizacji, czyli do zakupu akcji; a następnie na wystawianiu opcji CALL na zakupione akcje, aż do czasu wykonania opcji, czyli do sprzedaży tychże akcji.

W tym momencie strategia zatacza koło (stąd jej nazwa), ponieważ wracamy do punktu wyjścia i możemy ponowić cały proces, zaczynając od wystawienia kolejnej opcji PUT.

W najprostszym wydaniu wheel investing stosowana, na przykład na jednostkach ETF SPY, pozwoli w wielu sytuacjach pobić benchmark, ponieważ zysk zawsze będzie powiększony o premie otrzymane z wystawienia PUT-a przed zakupem jednostek SPY, a strata będzie pomniejszona o otrzymane wcześniej premie zarówno z opcji PUT (zrealizowanych), jak i opcji CALL (niezrealizowanych).

Jedyną sytuacją, w której wheel investing nie będzie w stanie pobić benchmarku, są lata, w których giełda spektakularnie rośnie (na przykład rok 2023). W takiej sytuacji wszystkie premie opcyjne uzyskane z wystawiania opcji i ścigania kursów akcji, będą nieco niższe niż w sytuacji, gdybyśmy na początku roku swoje środki zainwestowali po prostu w ETF SPY.

Pytanie jednak – czy kolejnego takiego dobrego dla giełdy okresu możemy się spodziewać także po roku 2024? Odpowiedź będzie kwestią indywidualnych opinii, ale faktem jest, że średniorocznie amerykańska giełda rośnie około 10% rocznie, natomiast mądrze prowadzona strategia wheel investing pozwala wycisnąć z giełdy 15-20% nawet w latach, w których S&P 500 osiąga jednocyfrowe zwroty.

Błyskotliwie prowadzona strategia wheel investing, na przykład z wykorzystaniem różnych nieskorelowanych instrumentów bazowych, alokowaniem niezagospodarowanej gotówki w obligacje krótkoterminowe i okresowym wykorzystywaniem margina, potrafi jednak zyski podnieść jeszcze wyżej.

Jeśli ktoś jest zainteresowany, to zapraszam dalej. Uprzedzam jednak, że aby w pełni zrozumieć, o co tu chodzi, potrzebna jest już podstawowa przynajmniej wiedza odnośnie opcji. Polecam zatem przeczytanie pierwszych artykułów z Kompendium Opcyjnego, albo przynajmniej obejrzenie tego nagrania:


Na czym polega strategia wheel investing?

Głównym celem strategii wheel investing jest regularne uzyskiwanie premii zarówno z wystawionych opcji PUT, jak i później z opcji CALL. Same akcje lub ETF-y służą nam jedynie jako zabezpieczenie pod wystawionego CALL-a, a naszym celem nie jest osiągnięcie zysku wynikającego ze wzrostu instrumentu bazowego.

To bardzo ważne, ponieważ dzięki temu jesteśmy w stanie zarabiać pieniądze bez względu na to, czy ceny instrumentu bazowego rosną, spadają czy stoją w miejscu. I to jest właśnie największy urok i największa zaleta wheel investing, która sprawdzi się świetnie w czasach, kiedy na rynku nie dzieje się nic spektakularnego, czyli… przez większość czasu.

Taką utopijną charakterystykę możemy osiągnąć poprzez regularne wystawianie opcji PUT na poziomach ATM (at-the-money), bez względu na to, gdzie te poziomy aktualnie się znajdują. Jeśli akcje rosną i opcja PUT wygasa bezwartościowa, kolejną opcję wystawiamy z wyższym poziomem, aby znalazła się ona mniej więcej w okolicach nowego ATM.

W sytuacji, gdy akcje spadają, utrzymujemy natomiast pierwotny poziom ATM i nigdy go nie obniżamy, a jedynie rolujemy opcję w czasie dopóty, dopóki można z tego uzyskać jeszcze jakieś premie netto (więcej na ten temat w dalszej części tekstu).

W przypadku wystawiania opcji CALL jest nieco inaczej, ponieważ te opcje powinny być wystawiane zawsze z poziomem strike nie niższym niż poziom, po którym zrealizowana została opcja PUT. Dzięki temu nigdy nie dopuścimy do sprzedaży akcji po cenie niższej niż cena zakupu.

W rzeczywistości często będziemy sprzedawali akcje dokładnie po cenie ich zakupu, ale to nie stanowi problemu, ponieważ… naszym celem jest zarobienie wyłącznie na premiach opcyjnych, a akcje są jedynie ich zabezpieczeniem.

Tak strategia wheel investing wygląda w dużym skrócie. Teraz przyjrzyjmy się jej w większym przybliżeniu.


Jaki instrument bazowy wybrać?

Fundamentem stojącym za wheel investing jest założenie, że instrument bazowy, na który wystawiamy opcje PUT, nie spadnie do zera i w sytuacji wystąpienia korekty, kiedyś jednak odbije. Dlaczego to takie istotne?

Wystawiając regularnie opcje PUT mamy praktycznie blisko 100% pewności, że któraś z nich zostanie kiedyś zrealizowana. Teoretycznie wystawiając PUT-y ATM mamy 50% szans, że zostanie on zrealizowany, ale w rzeczywistości będziemy te opcje rolowali, aby do tego nie dopuścić, więc w praktyce wykonywana będzie pewnie jedna na pięć opcji PUT.

Niemniej, w którymś momencie, przy dłuższych spadkach, PUT zostanie zrealizowany i utkniemy w portfelu z kupionym instrumentem bazowym. Naszym oczekiwaniem jest teraz odbicie jego ceny w okolice poziomu zakupu po to, aby móc wystawić na niego opcję CALL i spróbować ten instrument bazowy sprzedać.

Tu właśnie dochodzimy do sedna, a mianowicie – musimy mieć pewność, że nasz instrument bazowy wróci kiedyś do poziomu jego zakupu, bo inaczej nigdy nie uda nam się odrobić straty. Fakt, nasza strata i tak będzie mniejsza, niż jakbyśmy dane akcje kupili po prostu na rynku po cenie spot (bo uzbieraliśmy wcześniej trochę premii), ale ciągle będzie to strata.

W praktyce oznacza to, że dobrym instrumentem bazowym pod wheel investing są ETF-y na całe indeksy takie, jak S&P 500 czy NASDAQ albo ETF-y na poszczególne sektory amerykańskiej gospodarki lub… ETF TLT na amerykańskie obligacje rządowe.

Ciężko byłoby sobie bowiem wyobrazić sytuację, w której pięćset największych amerykańskich spółek w trakcie solidnej bessy spada i już nigdy nie wraca do pierwotnych poziomów. Zresztą, gdyby nawet taka sytuacja nastąpiła i utknęlibyśmy w portfelu z jednostkami SPY, to i tak oznaczałoby to wynik lepszy niż benchmark, ponieważ w międzyczasie nasza strata byłaby pomniejszona o wszystkie premie, które udało nam się do tej pory wypracować.

Osobiście unikałbym natomiast stosowania wheel investing na akcjach poszczególnych firm, nawet tych najlepszych i najbezpieczniejszych, ponieważ raz na jakiś czas zdarzy się, że i one przejdą do historii znikając z giełdy z wielkim hukiem (Enron, Lehman Brothers, Wirecard).

Jedyny wyjątek od tej reguły dopuszczałbym w sytuacji, w której swoje portfolio możemy solidnie zdywersyfikować wystawiając PUT-y na wiele różnych spółek, ale to możliwe jest już wyłącznie w wielomilionowych portfelach, więc mało kto z takiego pomysłu będzie mógł skorzystać. Zostają nam zatem do wykorzystania jednostki ETF, które same w sobie są już świetnie zdywersyfikowane.

Skoro wiemy już w takim razie, jakie instrumenty bazowe nadają się pod wheel investing, to zastanówmy się teraz nad idealnymi parametrami wystawianych opcji.


Które opcje najlepiej wystawiać?

W przypadku wyboru poziomu wykonania sprawa jest prosta – najlepiej sprawdzają się poziomy najbardziej zbliżone do ATM (at-the-money), ponieważ wtedy otrzymujemy największą premię wynikającą z największego udziału wartości czasu w cenie opcji. Opcje ATM nie mają wszakże żadnej wartości wewnętrznej, na której nam nie zależy.

Wybór poziomu ATM oznacza większe “ryzyko” wykonania PUT-a, ale dla nas to nie powinno mieć znaczenia, ponieważ na zakupione ewentualnie akcje czy ETF-y, wystawiamy od razu opcję CALL, uzyskując kolejną premię.

Wystawianie PUT-ów OTM (out-of-the-money) z niższą deltą może być kuszące z uwagi na mniejsze szanse ich wykonania, ale w rzeczywistości przeczy celowi stosowania strategii, a mianowicie – regularnemu zgarnianiu jak największych premii za sprzedaż czasu. Największe możliwe premie można uzyskać sprzedając wyłącznie PUT-y ATM. Koniec i kropka.

W przypadku późniejszego wystawiania opcji CALL sprawa wygląda podobnie, to znaczy najlepiej wstrzymać się z ich wystawianiem aż do momentu, w którym kurs akcji odbije i zbliży się do pierwotnego poziomu realizacji PUT-a. W praktyce wiele osób wystawia jednak CALL-e nawet trochę wcześniej, w okolicach delty 0.40-0.50.

Jeśli chodzi o termin wygasania, sprawa jest nieco bardziej skomplikowana.

Jaki termin wygasania opcji?

Teoretycznie optymalnie jest wystawiać tzw. opcje 1-day, czyli opcje wygasające kolejnego dnia. W praktyce jednak takie opcje dostępne są tylko na popularne ETF-y (SPY czy QQQ). Nawet ETF TLT, ani tym bardziej ETF-y sektorowe, nie mają opcji jednodniowych, lecz wyłącznie tygodniowe (5-days).

W takim wypadku należy wystawiać opcje o najkrótszym dostępnym terminie, jednakże z pominięciem opcji 0-day. Dlaczego unikać opcji 0-day?

W większości przypadków jedna opcja 0-day może zapewnić premię, powiedzmy, $0.30, ale opcja 1-day premię 0.70$. Oznacza to, że wystawiając opcje 0-day (wygasające tego samego dnia) dzisiaj oraz jutro, sumarycznie uzyskamy $0.60, ale wystawiając dzisiaj jedną opcję wygasającą jutro dostaniemy wyższą premię w łącznej wysokości 0.70$.

Wyższa wycena opcji 1-day to dodatkowa premia za ryzyko przetrzymania wystawionej opcji overnight, czyli przez noc. Ryzyko bierze się z niepewności odnośnie potencjalnej luki cenowej na otwarciu kolejnego dnia. Dlatego za takie opcje otrzymujemy większe premie.

Aczkolwiek, rozważając dłuższe terminy wykonania, ta prawidłowość przestaje już obowiązywać i – na przykład – za jedną opcję 2-day (wygasającą dwa dni później), moglibyśmy otrzymać już tylko 1.10$, a więc bardziej będzie opłacało się wystawić dwa razy, dzień po dniu, dwie kolejne opcje 1-day uzyskując za to dwa razy po 0.70$.

Reasumując, optymalnie jest wystawiać najkrótsze możliwe dostępne opcje, z pominięcie opcji 0-day, czyli tych wygasających tego samego dnia.

Osobiście unikałbym też opcji z terminami przekraczającymi 5 dni do wygaśnięcia, ponieważ im dłuższy horyzont, tym bardziej kurs akcji w tym czasie może spaść i po tym bardziej niekorzystnej cenie możemy być zmuszeni do ich zakupu, co utrudni nam potem rolowania oraz wystawianie CALL-a.

W przypadku opcji 1-day kurs ETF-a niemal na pewno nie spadnie na tyle, aby takiej opcji nie dało się rolować przynajmniej 2-3 razy w czasie, opóźniając jej wykonania i zgarniając dodatkowe premie. W okresach dłuższych niż liczone w dniach, takie prawdopodobieństwo jest już niestety bardzo realne.

Tu znowu zatem dochodzimy do tego, że najlepszym instrumentem bazowym pod wheel investing są płynne popularne ETF-y na indeksy, sektory lub obligacje, ponieważ tylko one mają opcje wygasające poniżej jednego tygodnia. Większość opcji na akcje posiada miesięczne terminy wygasania (chociaż trwają już przymiarki, żeby wprowadzić opcje dzienne także na popularne akcje).


Rolowania – kiedy i jak rolować opcje?

Przypominam główne założenie strategii wheel investing – naszym nadrzędnym celem nie jest zakup akcji, lecz wyciśnięcie maksymalnych możliwych premii. Rzeczywistość wygląda zatem tak, że każdego dnia (dosłownie) siadamy do platformy i główkujemy, co by tu zrobić, żeby wyciągnąć jeszcze jakieś dodatkowe kredyty.

Tak się składa, że często jedyną rzeczą, którą możemy zrobić, jest rolowanie PUT-ów w czasie (nigdy nie obniżamy strike’ów, a ich podwyższenie nic nie da).

Mówiąc inaczej, jeśli dzisiaj mamy już ostatni dzień wygasania opcji, w której została marginalna wartość czasu, to należy ją odkupić i w to miejsce wystawić kolejną opcję PUT z takim samym poziomem wykonania, tylko z innym terminem wygasania, najlepiej na kolejny dzień. Ta czynność nazywana jest właśnie rolowaniem.

Optymalnie jest rolować opcje na pierwszy kolejny dostępny termin, ale przy większych spadkach nie zawsze wygeneruje to znaczące premie, więc w sytuacji kiedy rynek idzie nie w naszą stronę, rolujemy opcje na pierwszy kolejny możliwy termin, który umożliwi nam jeszcze wygenerowanie jakichkolwiek dodatkowych premii netto za tę czynność.

Granicą rozsądku jest – w ostateczności, za którymś kolejnym już razem – rolowanie maksymalnie na kilka dni do przodu, ponieważ jeśli rolujemy opcję zbyt daleko w przód, to może się okazać, że za kilka dni rynek odbija i przekracza poziom strike, a my ciągle mamy wystawione długoterminowe zobowiązanie, które niejako blokuje nas przed wystawianiem kolejnych opcji krótkoterminowych.

W którymś momencie oczywiście kolejne rolowanie, nawet na kilka dni do przodu, nie będzie już możliwe. W takim wypadku dajemy opcji się wykonać, po czym spokojnie czekamy kolejne dni, tygodnie, a w ekstremalnych przypadkach – miesiące, na to, aż giełda zacznie odbijać.

Przy krótkoterminowych opcjach wielokrotne rolowania często jednak są możliwe i bardzo dochodowe, ponieważ po pierwsze – przez okres jednego dnia kursy ETF-ów nie spadają na tyle, żeby zabrakło płynności na nasze opcje; a po drugie – gdy kursy spadają, to rośnie VIX i zmienność implikowana poszczególnych ETF-ów, co sprawia, że za każdą kolejną opcję można otrzymać relatywnie wyższą premię niż przed spadkami.

W przypadku potencjalnego rolowania opcji CALL zdania są natomiast podzielone. Cześć osób preferuje rolowania opcji CALL horyzontalnie, aż do momentu, w którym rolowanie będzie niemożliwe; a inni dają się takiej opcji wykonać w pierwszym możliwym terminie po to, aby jak najszybciej wystawić nową opcję PUT i cały cykl rozpocząć na nowo.

Ja osobiście sprawdzam po prostu, za co dostanę większą premię w danym momencie – czy za rolowanie opcji CALL, czy może za ewentualne wystawienie nowej opcji PUT.

Zazwyczaj na rynku było tak, że opcje PUT zapewniały nieco wyższe premie, ale rosnący w ostatnich latach popyt na opcje 0-day i 1-day sprawił, że dzisiaj te krótkoterminowe CALL-e często osiągają nieco wyższe ceny nie tylko od PUT-ów, ale też od poziomów, na które wskazywałby model Blacka-Scholesa, więc w takim wypadku warto pozostać przy ich rolowaniu.


Wheel investing a obligacje amerykańskie

Pomysłów na zastosowanie strategii wheel investing w różnych konfiguracjach i do różnych celów może być całkiem sporo, ale ten tekst już już i tak na tyle długi (i dla wielu osób pewnie mocno zagmatwany), że wspomnę tylko o jednej ciekawej aktualnie możliwości.

Bez względu na to, jaki instrument bazowy wybierzemy do tego, aby wystawiać na niego opcje PUT, to do czasu ich wykonania na naszym koncie leży gotówka potrzebna na późniejszą realizację PUT-a. Dlaczego by zatem nie ulokować jej w krótkoterminowych obligacjach typu T-Bills, wygasających na przykład każdego kolejnego tygodnia? Papiery te ciągle mają rentowność powyżej 5% w skali roku.

To przy okazji jest też argument za tym, że chyba lepiej dać się jak najszybciej wykonać CALL-owi, bez jego rolowania, aby uwolnić gotówkę, zapakować ją w obligacje i wystawić PUT-a na kolejny zakup. Dywidenda wypłacana przez posiadane na rachunku jednostki SPY wyniesie około 1.5%, ale obligacje zapewnią nam już rentowności przekraczające 5%.

Mówimy tu o dodatkowych pięciu punktach procentowych zysku rocznie bez jakiegokolwiek ryzyka, który każdego tygodnia będzie generał dodatkowe wpływy gotówkowe na nasze konto, powiększając sumaryczny zysk możliwy do wyciągnięcia ze strategii wheel investing.

Wybierając tygodniowe terminy wygasania obligacji i rolując je każdego tygodnia w przód, nigdy nie zabraknie nam płynności na wypadek, gdyby któregoś dnia trzeba było wykonać opcje, ponieważT-Bills zawsze możemy sprzedać z zyskiem przed końcem tygodnia albo tymczasowo skorzystać z margina brokera, aby wywiązać się z przydzielonego wykonania opcji i spłacić ten margin pod koniec tygodnia wpływami z wykupu obligacji.

Jeśli rynek idzie nie po naszej myśli, zawsze też można tak zaplanować terminy wygasania kolejnych rolowanych opcji, aby przypadały one na dzień wykupu posiadanych obligacji. W ten sposób zapewnimy sobie środki gotówkowe na koncie na wypadek wygaśnięcia opcji ITM (in-the-money) w sytuacji, gdyby nie dało się ich już dalej rolować.

Więcej o tym, jak działają i jak obsłużyć amerykańskie obligacje na platformie Interactive Brokers, pisałem niedawno w obszernym artykule oraz pokazywałem w trakcie dwugodzinnego webinaru.

Artykuł można przeczytać w tym miejscu: Obligacje amerykańskie krok po kroku, a wideo jest do obejrzenia poniżej:


Łyżka dziegciu, czyli minusy wheel investing

Pisząc teksty na bloga zakładam, że kieruję je do inteligentnych i racjonalnych osób, które przed dokonaniem jakiejkolwiek decyzji inwestycyjnej, starają się samodzielnie przeanalizować każdy pomysł i ocenić, czy w ich przypadku ma on sens, czy też nie.

Zawsze traktowałem i zawsze traktował będę moich czytelników jako osoby o ponadprzeciętnej inteligencji, co sprawia, że w tekstach unikam oczywistych banałów, ostrzeżeń, disclaimerów i uwag o tym, jak ryzykowna może być zabawa opcjami, kiedy nie mamy pokrycia na ich wykonanie; albo kiedy wystawimy ich więcej, niż poziom gotówki, którą dysponujemy i tak dalej.

Zakładam, że każdy, kto bierze się za temat opcji i angażuje na rynek własne pieniądze, mniej więcej chociaż wie, co robi. Dlatego nie będę powtarzał tu wszystkich ostrzeżeń związanych z handlem na rynku opcyjnym, ale zwrócę uwagę jedynie na kilka zagrożeń typowych dla strategii wheel investing i oczekuję, że jeśli coś jest nie do końca zrozumiałe, to czytelnik sam podrąży temat i odnajdzie odpowiednie teksty czy nagrania wideo, które rozwieją mu wszystkie wątpliwości.

A zatem, na co warto zwrócić uwagę przy stosowaniu strategii wheel investing?

Dywersyfikacja

Idealnie byłoby, gdybyśmy posiadali na tyle duży kapitał, żeby pozwolił on na jednoczesne wystawienie opcji PUT na co najmniej dwa, może trzy, nieskorelowane ze sobą instrumenty bazowe. Dobrym pomysłem są zatem równoczesne ekspozycje, chociażby na TLT i SPY, które powinny przez większość czasu poruszać się niezależnie od siebie. Dzięki temu w sytuacji, w której jedna seria PUT-ów zostanie zrealizowana, dalej mamy możliwość wystawiania kolejnych na inny instrument bazowy i kontynuowania strategii.

Cash-crunch

Dywersyfikacja jest wskazana, ale może być złudna. Wspomniane obligacje i akcje, pomimo tego, że w długim horyzoncie będą nieskorelowane, to w krótkich okresach mogą zachowywać się jednak bardzo podobnie. Widziałem inwestorów, którzy zakładając brak korelacji pomiędzy dwoma instrumentami, nagminnie wystawiali więcej PUT-ów, niż posiadali gotówki na ich wykonanie, będąc przekonanymi, że PUT-y na akcje i obligacje nie zostaną wykonane jednocześnie, ergo – że nie potrzeba im zabezpieczenia na 100% ekspozycji. No cóż. Wystarczy jedna sytuacja, w której oba instrumenty runą w tym samym czasie i mamy cash-crunch, który potrafi wymazać zyski z premii uzbieranych przez cały rok. Po takim wydarzeniu nie istnieje już żadna dobra decyzja, którą można by podjąć, aby się ratować.

Underperformance

Strategia wheel investing będzie dawała świetne rezultaty wtedy, kiedy na rynku nie panuje wielka euforia, nie formuje się kolejna bańka, ani nie mamy okresów wybitnego prosperity. W przeciwnym wypadku, wheel investing będzie oczywiście przynosiło bardzo dobre wyniki, ale nigdy tak dobre, jak zapakowanie się po prostu, np. w jednostki QQQ, które w 2023 roku wygenerowały już prawie 40% zwrotu. Wheel investing takich poziomów nigdy nie osiągnie. Z drugiej strony – ta strategia sprawdzi się świetnie w każdym innym scenariuszu. Stosując ją, trzeba się zatem pogodzić z możliwym okresowym niedowiezieniem wyników względem benchmarku, zwłaszcza w czasie dużej hossy.

Timing rynku

Strategia wheel investing polega na regularnym zbieraniu bardzo małych premii, które z czasem dopiero będą sumowały się do pokaźnej kupki gotówki. W momencie, w którym zaburzymy tę regularność, strategia zacznie spisywać się coraz gorzej. Zdaję sobie sprawę, że często istnieje duża pokusa posiadania własnego zdania odnośnie tego, co rynek zrobi w następnym tygodniu czy miesiącu, a co za tym idzie – chęć do tego, żeby, na przykład nie wystawiać kolejnego PUT-a, bo spodziewamy się korekty; albo chęć, żeby wstrzymać się z wystawieniem CALL-a, bo akcje mogą jeszcze wzrosnąć. Nie róbmy tego jednak, bo w ten sposób niszczymy całe piękno strategii wheel investing, która została zaprojektowana po to, żeby działać bez względu na to, co robi rynek. Do tego jednak trzeba stosować ją naprawdę regularnie, w każdych okolicznościach rynkowych.

Przelewarowanie

Nie wiem, czy muszę o tym mówić, ale nie wystawiajmy, pod żadnym pozorem, więcej opcji PUT niż wynosi poziom posiadanej przez nas gotówki (lub płynnych ekwiwalentów, takich jak T-Bills). Zdziwilibyście się, jak wiele inteligentnych i racjonalnych na co dzień osób popłynęło przez optymistyczne zignorowanie tej prostej zasady. Jedynym wyjątkiem jest sytuacja, w której wiemy, że gdyby co, to jesteśmy w stanie z innego źródła dopłacić dodatkowe pieniądze na rachunek inwestycyjny (gdyby okazało się, że potrzebujemy ich na wykonanie wszystkich PUT-ów na raz).

Last but not least…

Jeśli mamy wybitnego pecha, może zdarzyć się tak, że jedne z pierwszych PUT-ów, które wystawimy, sprzedane zostaną na samej giełdowej górce, po której nastąpi błyskawiczna korekta, przeciągająca się w bessę, przez co PUT-y zostaną od razu zrealizowane, a my pół roku, albo i więcej, będziemy musieli czekać na odbicie, żeby móc w końcu wystawić opcję CALL, pozbyć się posiadanych akcji i zacząć cykl od nowa. Benchmark oczywiście pobijemy, bo straty zostaną ograniczone już przez pojedyncze premie z wystawienia PUT-ów, ale mimo tego, sytuacja taka daleka będzie od optymalnej.

Nie chcę, żeby to wszystko zabrzmiało, jak przeciwskazania do stosowania wheel investing, bo to potrafi być naprawdę efektywna strategia opcyjna, ale chcę tylko, aby każdy rozumiał ryzyko, nawet jeśli pozostaje ono nieznaczne, i zdawał sobie sprawę z ograniczeń wynikających z jej stosowania.

PS. Wdrażania tej strategii w praktyce po raz pierwszy będziemy uczyli się także w trakcie jesiennego semestru Uniwersytetu Inwestycyjnego 2024. Już teraz zapraszam na darmowe spotkanie informacyjne, na którym powiem nieco więcej o całej agendzie.

Data spotkania: 18 grudnia 2023, godzina 18:00

Wcześniejsza rejestracja: https://uniwersytet-inwestycyjny.pl/webinar/


A tutaj jeszcze krótkie nagranie do obejrzenia:

Przeczytaj również

Wszystkie wpisy
Pozostałe
03.12.2024
Czy rynek naprawdę jest efektywny? Teoria akademicka kontra brutalna rzeczywistość
Czy rynek naprawdę jest efektywny? Teoria akademicka kontra brutalna rzeczywistość
Aktualności
28.08.2024
Skąd taka zmienność na giełdzie, czyli krótka historia o tym, jak japoński bank centralny zepsuł nam wakacje
Skąd taka zmienność na giełdzie, czyli krótka historia o tym, jak japoński bank centralny zepsuł nam wakacje