Mój warsztat od kuchni. Jakich narzędzi używam do tradingu? Z czego korzystam, skąd biorę informacje i w jaki sposób je obrabiam?
Sporo osób pewnie będzie rozczarowanych, ale nie mam czterech kaskadowo ułożonych monitorów, ani nawet podwójnego terminala Bloomberga. Przy uchu nie trzymam ogromnej słuchawki telefonu z kolorowymi przyciskami, a w koszu nie leżą zgniecione puszki po Red Bullu. Co więcej, na biurku nie widać śladów po kokainie, a na ścianie nie wisi telewizor z hałaśliwym CNBC. Jak u diabła w takim razie udaje mi się cały czas zarabiać pieniądze na amerykańskiej giełdzie?
Sposób pracy traderów znany z filmów o Wall Street to bujda na resorach. W rzeczywistości przy inwestowaniu sprawdza się porządek, systematyczność, spokój, brak rozpraszaczy, duże skupienie i tylko garstka podstawowych narzędzi, które pozwolą nad tym wszystkim zapanować.
Zanim opowiem o tym, jakich akcesoriów, aplikacji i serwisów używam, słowo wstępu o tym, co moim zdaniem jest tu najważniejsze, czyli… zachowanie bystrości umysłu. Mam na myśli doprowadzenie swojego mózgu do takiego stanu, w którym każdego dnia będzie pracował na 100% swoich możliwości.
Kiedy człowiek jest niewyspany, zmęczony lub zirytowany, nie ma mowy o tym, aby podejmował racjonalne decyzje na giełdzie. Przyswajanie nowej wiedzy także staje się utrudnione. Nie mówiąc już o jej analizowaniu, przetwarzaniu i wyciąganiu poprawnych wniosków.
A więc w pierwszej kolejności przydało by się zadbać o najważniejsze i kluczowe narzędzie w całym procesie inwestycyjnym: o samego inwestora.
Droga do sukcesu prowadzi przez łóżko
Dobry sen. Ja regularnie sypiam po 8-9 godzin dziennie. W odpowiednim momencie, pomiędzy głęboką a płytką fazą snu, obudzić się pomaga mi niezastąpiona aplikacja Sleep Cycle.
Program czuwa przez całą noc analizując oddech, ruchy oraz dźwięki śpiącej osoby i na tej podstawie określa, w którym momencie następuje wyjście z głębokiej fazy snu, uruchamiając wtedy budzik.
Sleep Cycle sprawia, że wstaję w najlepszym możliwym momencie, bez przerywania głębokiej fazy snu, co szalenie poprawia jakość nadchodzącego dnia.
Drugi trik to ostra jazda. Z tym, że nie na imprezie, tylko na siłowni. Wysiłek fizyczny, dźwiganie ciężarów, treningi interwałowe. To wszystko jest podstawą do tego, żeby w naturalny sposób pobudzić organizm do produkcji dopaminy, adrenaliny i serotoniny. Ja od lat trenuję dodatkowo sztuki walki i nic nie nakręca mnie tak, jak poranne sparingi.
Dawka endorfin, która po ciężkim wysiłku trafia do mózgu, przez wiele godzin pomaga potem podejmować lepsze decyzje i kontrolować własne myśli, a także reguluje nastrój, poprawia sen i zwiększa poziom skupienia. Po przejściu naprawdę ostrego wycisku na siłowni albo w ringu, amfetamina wydaje się potem używką dla przedszkolaków.
Dla osób, którym nie chce się wychodzić z domu (bo zimno i pada) polecam legendarny już chyba program P90X, który pomoże przeprowadzić solidny trening bez potrzeby kupowania karnetu na siłownię.
Trzecia sprawa – porządne jedzenie. Człowiek działa w ten sposób, że jedne jego komórki cały czas umierają, a na to miejsce powstają nowe. Potrzeba kilku lat, aby w organizmie nie została już ani jedna jego dawna cząstka. Dlatego powiedzenie: „Jesteś tym, co jesz” nie jest tylko pustym frazesem, ale uzasadnionym biologicznie faktem.
Ja nie dotykam niczego, co zawiera w sobie fragmenty tablicy Mendelejewa, czyli sztuczne konserwanty albo chemiczne barwniki lub co zostało zbyt mocno przetworzone. Nie mam bzika na punkcie ekologii, weganizmu i bio-upraw, jednak odkąd zacząłem zdrowo się odżywiać, efektywność mojej pracy wzrosła, a częstotliwość wizyt u lekarza spadła. To fakt. Poza tym jedzenie lepszej jakości lepiej smakuje. Kropka.
Dla ułatwienia monitoruję sobie wszystkie posiłki i ich wartości w aplikacji MyFitessPal. Wystarczy zrobić telefonem zdjęcie kodu kreskowego produktu i kluczowe informacje o nim (wartości odżywcze, zawartość białka itd.) są od razu dodawane do aplikacji.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to wszystko jakiś pseudohipisowski bełkot, który nie ma nic wspólnego z inwestowaniem, ale to nieprawda.
Co mi przyjdzie po dostępie do ekskluzywnych źródeł informacji, do najdroższych serwisów informacyjnych, do płatnych portali analitycznych czy do całej serii głęboko zakopanych danych z najdalszych zakątków świata, skoro mój mózg będzie zbyt zmęczony, żeby je wszystkie przeanalizować, przetworzyć i poprawnie zinterpretować?
Z jakich urządzeń i aplikacji korzystam
Przyrządem bez którego nigdzie się nie ruszam jest iPad mini 4. W tych ośmiu calach i 128 GB pamięci mieści się wszytko, czego potrzebuję w trakcie dnia, który zawsze zaczynam od…
Lektury The Financial Times. No dobra, dzień zaczynam od sprawdzenia statystyk odwiedzin na blogu, które rosną w lawinowym tempie, ale zaraz później przechodzę na stronę Financial Times.
Mały iPad jest idealny do konsumowania treści. Przejrzenie gazety w wersji online zajmuje mi jakąś godzinę, po której mam już jasność co na rynkach finansowych wydarzyło się wczoraj od Azji po Amerykę i co wydarzy się na nich dzisiaj. FT to świetnie skondensowane źródło wiedzy o giełdach z całego świata. Polecam każdemu.
W weekendy dochodzi lektura drugiego mojego ulubionego magazynu, czyli The Economist. Na przeczytanie tygodnika (również w wersji na iPada) potrzeba mi jakieś 2-3 godziny.
W międzyczasie za pomocą agregatora treści Feedly.com sprawdzam kilka blogów i serwisów, niekoniecznie związanych z inwestowaniem. Są to, m.in. SpidersWeb.pl, IndependentTrader.pl, TheIrrelevantInvestor.com, Niebezpiecznik.pl, OilPrice.com czy Agrimoney.com.
Magiczny system zarządzania… wszystkim
Po tej dawce świeżych informacji mam w głowie zazwyczaj parę tematów czy pomysłów z potencjałem inwestycyjnym, które nadają się do dalszego sprawdzenia i analizy.
Aplikacją, która pomaga w panowaniu nad tymi pomysłami (oraz w panowaniu nad całą masą innych rzeczy do zrobienia) jest rewelacyjny program Things.
Pomimo swojej wysokiej ceny, naprawdę warto go sprawdzić. Things to moje centrum zarządzania czasem, dniem, kalendarzami, rzeczami do zrobienia i wszystkim innym, co muszę zapisać lub zaplanować, żeby mieć pewność, że o tym nie zapomnę.
Spółka ogłasza datę publikacji sprawozdania kwartalnego albo wypłaty dywidendy? Wrzucam to razem z przypomnieniem w odpowiednim dniu do programu Things. Czytam, że pod koniec roku odbędzie się ważne głosowanie czy wydarzenie w odległym kraju? Wrzucam tę datę do Things. Chciałbym wejść w jakąś inwestycję, ale technicznie jest akurat beznadziejny moment i trzeba poczekać na korektę? Wrzucam to do Things.
Dzięki temu każdego kolejnego dnia, w bardzo przejrzysty sposób prezentuje mi się lista rzeczy, które dzisiaj powinienem zrobić i na które muszę zwrócić uwagę, z czytelnym podziałem na tematy inwestycyjne, biznesowe, spotkania, zadania z deadlinem, obowiązki domowe i tak dalej.
Kiedyś używałem do tego kilku oddzielnych kalendarzy systemowych, które świetnie synchronizują się pomiędzy wszystkimi urządzeniami, ale Things bije je na głowę swoją użytecznością i tzw. usability. Dzisiaj więc w kalendarzach zapisuję wyłącznie spotkania, loty oraz hotele, a wszystko inne w Things. Wydarzenia z kalendarza są jednak i tak potem automatycznie synchronizowane, a więc wszystko mam w jednym miejscu. Sam program Things także w tle aktualizuje się pomiędzy telefonem, tabletem i komputerem.
Nie samą mobilnością człowiek żyje
A jeśli już jesteśmy przy komputerach, to nie wyobrażam sobie codziennej pracy na niczym innym niż mój podrasowany 13-calowy MacBook Pro.
Sporadycznie podłączam do niego 27-calowy monitor, głównie do montowania filmików na YouTube (Adobe Premiere Pro) czy do projektowania różnych materiałów graficznych (Adobe InDesign).
Do bardziej rozbudowanych notatek i zapisków używam znanego chyba wszystkim programu Evernote, który też bezproblemowo synchronizuje się pomiędzy różnymi urządzeniami, co jest dla mnie warunkiem niezbędnym.
Przy pisaniu tekstów na tego bloga korzystam z genialnie minimalistycznego i kultowego wśród posiadaczy maków edytora tekstu iA Writer. To taka cyfrowa maszyna do pisania, która oferuje funkcję… pisania.
Inne aplikacje bez których nie mogę żyć, to menadżer haseł 1Password, w którym mam już zapisanych ponad 500 różnych haseł i loginów (kto by to zapamiętał?) oraz chmura Dropboksa, w której trzymam wszystkie swoje materiały i dokumenty (częściowo zaszyfrowane), aby mieć do nich dostęp z każdego urządzenia i z każdego miejsca na świecie.
Analog ciągle jeszcze w modzie
We wszystkim co związane z inwestowaniem i finansami nieodłącznie od lat pomagają mi dwa niepozorne przedmioty: kalkulator oraz notes. Ale za to jakie…
Mówiąc o kalkulatorze mam na myśli urządzenie Texas Instruments BA II Plus Pro. Ta seria kalkulatorów finansowych już od lat 70-tych pomaga w prosty sposób dyskontować przyszłe przepływy, określać wartość pieniądza w czasie czy wyliczać rentowności obligacji. Potężna sprawa.
Drugim elementem mojej codziennej pracy jest porządny notatnik Moleskine i pióro Montegrappa.
Nie wiem dlaczego, ale robienie notatek piórem po dobrym papierze wyzwala u mnie pokłady kreatywności. Tego zestawu używam przy wszelkich możliwych pracach koncepcyjnych. Najintensywniej chyba jednak do robienia kwartalnych podsumowań własnych wyników, do analizy popełnionych błędów, wyciągania wniosków na przyszłość i tego typu rzeczy.
Lubię wtedy wyjechać na weekend, odciąć się od internetu, od telefonu oraz od innych bodźców i zrobić taki self assessment własnych osiągnięć (lub ich braku), a potem zapisać sobie rady na przyszłość dla samego siebie, który będzie to czytał po latach.
Notatnik z grubym papierem i porządne pióro to nieodłączne elementy tego procesu. Podobnie jak butelka dobrego wina.
10 serwisów, z których korzystam do zdobywania informacji
Od momentu, w którym pojawi mi się jakiś pomysł albo zalążek pomysłu na inwestycję, zazwyczaj dużo wody upływa w Wiśle, zanim nacisnę enter na platformie transakcyjnej. Ten czas wypełniony zostaje przez poniższe źródła informacji.
SeekingAlpha.com (darmowy)
Kompendium wiedzy na temat każdej spółki notowanej na amerykańskiej giełdzie. Portal w jednym miejscu agreguje dane finansowe, analizy, najnowsze wiadomości, kluczowe wskaźniki oraz zapisy telekonferencji po publikacji wyników kwartalnych.
Kiedy firma publikuje wyniki, to zazwyczaj odbywa się wtedy telekonferencja z udziałem zarządu i dyrektora finansowego. W telekonferencji biorą udział analitycy, którzy „pokrywają” daną firmę czy daną branże. Zapisy tej telekonferencji w kilka godzin po jej zakończeniu znajdują się w internecie na stronie konkretnej firmy lub w jednym miejscu zagregowane wszystkie razem. Takim miejscem jest właśnie SeekingAlpha.com
Do transkrypcji telekonferencji często dołączane są także slajdy z prezentacji zarządu. Te materiały są pokładem wiedzy na temat tego, co działo się w spółce, co dzieje się w spółce i co będzie działo się w spółce. Zapisy z tych kwartalnych telekonferencji (earnings call) to jest must-read dla każdego inwestora zainteresowane konkretną firmą.
Raporty do SEC na sec.gov (darmowe)
Firmy z amerykańskiej giełdy mają obowiązek raportowania swoich wyników oraz całej masy innych informacji (np. transakcje insiderów) do amerykańskiej Komisji ds. Giełd, czyli SEC. Wszystkie te raporty są następnie publikowane w internecie na stronie komisji.
Najważniejszy z nich to dokument 10-K, który wypuszczany jest przez firmę raz do roku i zawiera, m.in. kompleksowe sprawozdania finansowe oraz opis do tych sprawozdań, czyli wyjaśnienie ludzkim językiem co się wydarzyło w minionym roku i dlaczego to się wydarzyło.
Dodatkowo 10-K zawierają część, tzw. MD&A (Management Discussion and Analysis), w której zarząd firmy przedstawia swoje prognozy na przyszłość i oczekiwania względem firmy, ale także występujące ryzyka i zagrożenia. To często jest kopalnia wiedzy, która pomaga wyciągnąć wnioski na temat perspektyw całej branży i konkretnej firmy. MD&A są dość rzetelne, ponieważ w USA prawo wymaga od spółek, aby szczegółowo informowały o pojawiających się zagrożeniach i innych negatywnych aspektach prowadzenia biznesu.
Drugim dokumentem, który warto śledzić, jest 10-Q, czyli podobny raport, jednak pojawiający się co kwartał, a więc pozwalający obserwować zmiany w firmie na bieżąco.
Inny istotny dokument to 8-K, który pojawia się wtedy, gdy w spółce zachodzi jakieś ważne wydarzenie z punktu widzenia inwestora (firma pozbywa się majątku, odwołuje prezesa czy składa wniosek o bankructwo).
Analizy Morningstar.com (189$ rocznie)
Niezależna firma analityczna, która pokrywa niemal każdą branżę i większość spółek notowanych na giełdzie w USA. Morningstar dostarcza skompilowaną wiedzę, przetworzoną przez swoich analityków, na temat potencjału inwestycyjnego, wartości wewnętrznej, ceny docelowej i własnych prognoz.
To jedno z moich głównych źródeł informacji na temat kondycji amerykańskich przedsiębiorstw. Morningstar publikuje też rankingi akcji wartych zakupu oraz posiada niezłe narzędzia do monitorowania swojego portfolio i analizowania go pod różnymi kontami.
Statista.com (588$/6600$ rocznie)
Miliony różnych danych statystycznych z najodleglejszych zakątków świata. Firma agreguje informacje z wielu źródeł, które są mniej lub bardziej dostępne (IMF, Bank Światowy, CIA, lokalne uniwersytety, ankiety). Nie sposób tego wszystkiego opisać, to trzeba po prostu zobaczyć na własne oczy.
Informacje czerpane z tej potężnej studni pozwalają mi bazować na faktach, na danych i na liczbach, a nie na tzw. wiedzy potocznej. W wielu przypadkach wiadomości ze Statisty skłoniły mnie, żeby zweryfikować swoje poglądy, które potem odwróciłem o 180 stopni.
Jest to najdroższy serwis, z którego korzystam, ale zapewniam, że wart każdego centa ze swojej ceny.
FRED, czyli baza FED-u (darmowy)
Strona prowadzona przez oddział Banku Rezerwy Federalnej z St. Louis, na którym publikowany jest podobny zakres informacji co na portalu Statisty z tym wyjątkiem, że baza FED-u dotyczy wyłącznie danych z amerykańskiej gospodarki.
Mimo tego, FRED jest niezastąpionym źródłem liczb, statystyk i wskaźników odnośnie kondycji poszczególnych sektorów ekonomii czy nawet konkretnych aktywów (towary, surowce).
Tradingeconomics.com (darmowy)
Zbiór informacji poświęcony gospodarkom konkretnych krajów z całego świata. Pełne i rzetelne informacje odnośnie wszelkiej maści wskaźników. Znajdziemy tu dane o bezrobociu, PKB, stopach procentowych, inflacji, śmiertelności, stopniu korupcji i tak dalej.
Na portalu dostępne są także prognozy na przyszłe lata, ale są to prognozy powstałe wyłącznie na bazie modeli ekonometrycznych, bez udziału jakiegokolwiek merytorycznego wsadu.
Reuters.com/places/kraj (darmowy)
Największa agencja informacyjna świata agreguje newsy dotyczące konkretnego kraju czy regionu. Informacje mają charakter społeczny, polityczny i finansowy. Nie ma tam plotek i newsów z życia celebrytów.
Często jest to jedyny sposób, żeby szybko w jednym miejscu podejrzeć co dzieje się każdego dnia w takich odległych zakątkach jak Pakistan czy Brazylia. Aby dostać się do wiadomości z danego kraju, należy w adresie www zamienić jego ostatnią cześć: reuters.com/places/kraj
PIMCO, Goldman Sachs, Saxo Bank (darmowe)
Sporo banków inwestycyjnych publikuje nieodpłatnie swoje analizy, raporty, prognozy, komentarze i rekomendacje. Warto z tego korzystać, zwłaszcza w ujęciu całych sektorów, a nie konkretnych spółek, ponieważ często jest to wiedza już przetworzona i skompilowana na podstawie źródeł, do których prywatny inwestor ma ograniczony dostęp.
Poza tym, nie oszukujmy się, jedna osoba nie może znać się na wszystkim. Banki inwestycyjne mają natomiast oddzielne działy od obligacji, akcji, rynków wschodzących, surowców, towarów i tak dalej. Wychodzę więc z założenia, że ci ludzie mają lepszy dostęp do informacji niż ja, a także większe doświadczenie w interpretowaniu tej wiedzy, bo siedzą w danej wąskiej działce od wielu lat. Dlatego chętnie korzystam z ich doświadczenia.
Google.com (darmowy)
Mamy 2018 rok, a mimo tego wiele osób w dalszym ciągu nie potrafi korzystać z wyszukiwarki internetowej. Zdecydowana większość wiedzy w internecie jest darmowa i często jest to wiedza na bardzo wysokim poziomie.
Istnieją tysiące organizacji lobbingowych, think thanków, rządowych instytucji, fundacji, uniwersytetów i firm badawczych, które (z określonych powodów) bardzo chętnie dzielą się wynikami swoich badań czy analiz.
Aby poznać te dane wystarczy wpisać w Google, np. „Natural gas outlook 2018”. Gwarantuję, że będziecie zdziwieni, ile wartościowej wiedzy można zdobyć za darmo. Czasem wystarczy tylko zjechać na niższe pozycje wyników wyszukiwania i nie zadowalać się tym, co wyskakuje na samym początku.
Bloomberg.tv (darmowy)
Czasem, kiedy mam luźniejszy wieczór, lubię sobie włączyć w tle Bloomberg.tv, które streamuje swój przekaz na żywo przez internet, ale jest także dostępne w polskiej telewizji kablowej.
Żadnej głębokiej wiedzy nie da się z telewizji wycisnąć, ale można poznać sporo ciekawych opinii różnych zapraszanych gości, zobaczyć unikalne wskaźniki i dane wyciągnięte z platformy Bloomberga (dziennikarze stacji często się nimi posługują) lub spróbować określić sentyment i nastawienie rynku oraz dużych banków do danego tematu, giełdy, rynku czy klasy aktywów.
Do stacji zapraszani są przedstawiciele Wall Street, a więc warto posłuchać jaka atmosfera panuje na dolnym Manhattanie i próbować się potem pod nią podłączyć albo wręcz przeciwnie. W każdym razie lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć co się dzieje na The Street.
Więcej o tym, skąd brać pomysły na inwestycje, pisałem w tym artykule.
Uruchamiamy maszynkę do mielenia mięsa, czyli obrabianie wiedzy czas zacząć
W miarę zdobywania informacji na temat nowej firmy czy całej branży, na bieżąco notuję to wszystko w oddzielnych plikach. Są to zwykłe pliki tekstowe, a do ich tworzenia używam aplikacji Pages.
Mój system zaczyna się od tego, że każdemu analizowanemu aktywu tworzę kartotekę. Brzmi fajnie, ale w rzeczywistości sprowadza się to do utworzenia oddzielnego pliku, którego nazwa jest symbolem danego instrumentu. Następnie w tym pliku zapisuję, magazynuję i dopisuję wszelkie informacje na temat aktywu, które potem mogą mi się do czegoś przydać. Są to zazwyczaj wycinki artykułów, linki, fragmenty raportów, wykresy, własne przemyślenia, lista rzeczy do dalszej analizy czy do sprawdzenia i tak dalej. Wszystkie kolejne wpisy oddzielone są od siebie poziomą linią i okraszone datą ich powstania. Zawsze kiedy wpada mi w ręce coś potencjalnie istotnego dla danego aktywu, zapisuję to od razu w jego kartotece.
W ten sposób po latach mam własną unikalną bazę danych i historię niemal każdej firmy na giełdzie. Dzięki temu bardzo łatwo jest mi wrócić do danej spółki i na szybko przejrzeć sobie jej historię, sprawdzić jak zmieniało się moje nastawienie do niej, jakie były powody tego, że w nią kiedyś wszedłem albo z niej wyszedłem. Posiadanie takiej własnej bazy bardzo przyspiesza późniejszą analizę.
Jeśli uważam, że dane aktywo nadaje mi się na potencjalną inwestycję, to w drugiej kolejności przeprowadzam symulację tego, jak jego zakup wpłynie na pozostałą część mojego portfela. Używam do tego zwykłego arkusza kalkulacyjnego, który prowadzę w programie Numbers.
Chodzi tu przede wszystkim o to, aby zasymulować dołączenie firmy do swojego portfolio i sprawdzić czy to nie zaburzy za bardzo podziału geograficznego, podziału sektorowego, podziału na klasy aktywów, podziału na instrumenty skorelowane i tak dalej. Wykorzystuję do tego zwykłe wykresy kołowe, które jednym zerknięciem pozwalają ocenić czy któryś z kawałków tortu nie będzie po tej zmianie zbyt duży lub zbyt mały.
Więcej na temat wykorzystania arkuszy kalkulacyjnych pisałem w tym tekście.
Analiza fundamentalna i techniczna – czy używam i do czego?
Cały ten proces, który został opisany do tej pory, można nazwać analizą fundamentalną. Jednak taką analizę w ścisłym jej rozumieniu (ocena sprawozdań, wskaźników, prognoz itd.) przeprowadzam na platformie Interactive Brokers, która w jednym miejscu zbiera wszystkie potrzebne dane.
Ta analiza opiera się głównie na przejrzeniu i ocenie sprawozdań finansowych oraz wyliczeniu prognozowanej ceny akcji. Po za tym patrzę też na transakcje insiderów, rekomendacje analityków, projekcję EPS-ów czy na nadchodzące tzw. corporate events. Wszystko to w jednym miejscu na platformie IB.
Po analizie fundamentalnej przychodzi czas na analizę techniczną. Używam do tego (wymiennie) potężnej, lecz ociężałej, platformy IB albo szybkiego i lekkiego serwisu Stockcharts.com (180$ w podstawowej wersji), na którym znajdują się wszystkie potrzebne mi narzędzia.
Nie jestem fanem specjalnego przerostu formy nad treścią i doszukiwania się na wykresach skomplikowanych formacji, a więc patrzę wyłącznie na kilka podstawowych rzeczy.
Przede wszystkim interesują mnie linie trendów i poziomy wsparcia oraz oporu, bo to ma uzasadnienie w psychice i w zachowaniu inwestorów. Zerkam też na średnie kroczące ceny zamknięcia oraz na impet ruchu. Bardzo ważne są dla mnie wskazania oscylatora MACD, który pokazuje spadek lub wzrost tego impetu. Obowiązkowo patrzę na wstęgi Bollingera, które robią bardzo dobry użytek z sigmy, czyli z odchylenia standardowego od średniej.
Lubię kupować kiedy to odchylenie następuje w dół i kiedy MACD pokazuje poziom wyprzedania oraz sprzedawać, gdy odchylenie następuje w górę, a MACD pokazuje wykupienie.
Na wykresach często sprawdzam też potencjalną korelację tego, co chcę kupić z resztą mojego obecnego portfela. To pozwala uniknąć sytuacji, w której de facto powiększam istniejący portfel, a nie urozmaicam go o nowe aktywa.
Wybór taktyki i odpowiedniego sposobu zagrania
Po analizie fundamentalnej i technicznej wracam do platformy Interactive Brokers i uruchamiam kalkulator prawdopodobieństwa oraz laboratorium strategii (wideo), które pomogą opracować odpowiednią taktykę wejścia na rynek.
Poprzez taktykę mam na myśli dobór instrumentów, za pomocą których będzie można najoptymalniej zainwestować w konkretne akcje w danym horyzoncie; ale też ustalenie harmonogramu wejścia na rynek (za jednym razem czy na raty?), a jeśli na raty, to jak dużą pozycję powinienem zająć za każdym razem? Czy kupować akcje lub ETF-y czy użyć instrumentów terminowych? Jeśli terminowych, to z jakimi poziomami i z jakimi terminami wygasania? A jeśli czystych akcji, to czy kupić je po cenie spot czy wystawić na nie opcje? A jeśli opcje, to… i tak dalej.
Te rzeczy są szalenie ważne, bo w rzeczywistości nie wystarczy jedynie wybrać „dobre” aktywa. Trzeba jeszcze wybrać „dobre” instrumenty, aby zmaksymalizować zysk z danego ruchu i ograniczyć przy okazji ryzyko.
Kiedy już mam ustaloną odpowiednią taktykę wejścia, wrzucam te parametry do arkusza kalkulacyjnego, aby jeszcze raz sprawdzić ile dokładnie zaryzykuję w potencjalnej transakcji, jakie jest prawdopodobieństwo tego ryzyka oraz ile mogę zarobić i jaka jest na to szansa, a także gdzie dokładnie znajdują się moje tzw. break-even-points. To pozwala na chłodno i na spokojnie ocenić parametr risk-to-reward.
Dopiero jak to wszystko mi się zgadza i przemawia za wejściem w daną inwestycję, w danym momencie, w dany sposób; to dopiero wtedy otwieram platformę handlową, wpisuję parametry i wciskam enter.
W tym momencie wszystkie moje transakcje (prywatne, firmowe, klientów) są realizowane wyłącznie za pośrednictwem Interactive Brokers.
Monitoring pozycji w portfelu
Po zajęciu pozycji na rynku cały czas korzystam ze wszystkich powyższych źródeł informacji i z opisanych narzędzi, aby na bieżąco śledzić to, co dzieje się z moim portfelem.
Trzymanie ręki na pulsie bardzo ułatwia założenie konta na portalu SeekingAlpha.com i dodanie symboli posiadanych aktywów do newslettera, który będzie wysyłany na skrzynkę pocztową zawsze, gdy tylko w sieci pojawi się nowa informacja dotycząca posiadanych instrumentów.
Jedynymi dodatkowymi narzędziami, których używam na tym etapie, są analizy portfolio wbudowane w Interactive Brokers (VaR, What-IF, Portfolio Management) oraz moje własne arkusze kalkulacyjne do zarządzania ryzykiem, w których na bieżąco aktualizuję poziomy stop-loss i tym podobne rzeczy.
Cały czas korzystam też z prostej aplikacji Yahoo Finance na telefon komórkowy, aby śledzić bieżące notowania giełdowe. Istnieje co prawda sporo lepszych serwisów, ale do Yahoo jakoś mam sentyment i używam go już chyba wyłącznie z przyzwyczajenia.
Koniec
Napisałem o tym wszystkim z tak dużą dozą dokładności, żeby udowodnić, że to, co widać na filmach o giełdzie, jest często zupełnym nonsensem. Do zawodowego handlowania na rynkach i obracania wielomilionowymi kwotami wcale nie są potrzebne niezliczone sztuki monitorów, skomplikowane systemy transakcyjne, ultraszybkie światłowody, dostęp do prime brokerów, terminalu Bloomberga i yCharts, ani nawet przeszklone biuro na 65. piętrze czy garnitur od Brooks Brothers.
Tak naprawdę najważniejszy proces odbywa się w głowie i to o nią trzeba zadbać w pierwszej kolejności. Cała reszta to tylko narzędzia; otoczka, która może ułatwić albo utrudnić życie, jednak sama w sobie nigdy nie przeważy szali sukcesu i porażki w żadną ze stron.