Jak przetrwać krach na giełdzie, czyli brazylijskiej telenoweli korupcyjnej ciąg dalszy
Jeszcze kilka tygodni temu w ślad za Financial Times gorąco namawiałem do tego, żeby zainwestować w Brazylii. Wczoraj w trakcie jednego tylko dnia instrumenty naśladujące ruch brazylijskiego indeksu runęły o 16% na wieść o tym, że obecny prezydent, motor napędowy zmian i reform, może być uwikłany w aferę korupcyjną. Inwestorzy rzucili się do panicznej ucieczki, która przybrała takie rozmiary, że handel na giełdzie w Sao Paulo został tymczasowo wstrzymany. Co robić w takiej sytuacji? Przeczekać? Uciekać? Dokupić więcej? A może odwrócić pozycję i zagrać na spadki?
Czarny łabędź wrócił z wakacji
Wczorajszy krach na giełdzie był największym spadkiem notowań na brazylijskim parkiecie od czasu kryzysu finansowego z 2008 roku. Wydarzenie, które go spowodowało, zdecydowanie mieściło się w definicji tzw. „czarnego łabędzia” wymyślonej przez znanego pewnie większości inwestorów amerykańskiego filozofia, ekonomistę i tradera Nassima Nicholasa Taleba.
Czarny łabędź to bardzo mało prawdopodobne wydarzenie (negatywne lub pozytywne), którego nie da się wcześniej przewidzieć, a które może wywołać ogromne skutki, m.in. na rynkach finansowych. Czarnym łabędziem były zamachy terrorystyczne na World Trade Center, bankructwo Lehman Brothers czy awaria elektrowni w Fukushimie. To jest ten największy kaliber, który zdarza się raz na kilka lat.
Jednak mniejsze czarne łabędzie na lokalną skalę występują o wiele częściej. Jednym z nich była właśnie wczorajsza publikacja dziennika O Globo, która ujawniła, że istnieją taśmy, na których prezydent Michel Temer wydaje przyzwolenie na dalsze opłacanie innego aresztowanego polityka, aby ten zachował milczenie w nadchodzącym procesie.
To momentalnie spowodowało, że inwestorzy, którzy z nadzieją liczyli na dokończenie przeprowadzanych przez Temera reform gospodarczych, błyskawicznie rzucili się do ucieczki z Brazylii w obawie, że cały plan legł właśnie w gruzach. To spowodowało kilkunastoprocentowy zjazd ETF-a EWZ notowanego na amerykańskiej giełdzie, który naśladuje ruchy brazylijskiego indeksu akcji.
Skoro takich rzeczy nie da się wcześniej przewidzieć, to co należy robić w sytuacji, gdy już nastąpią?
Jak przetrwać krach na giełdzie
Przede wszystkim nie wolno panikować. Podejmowanie pochopnych decyzji w takich sytuacjach mało kiedy wychodzi na dobre. Wystarczy pomyśleć o wszystkich tych, którzy w pośpiechu wyprzedali swoje akcje po głosowaniu nad Brexitem, żeby patrzeć jak w ciągu następnych tygodni giełdy odrabiają straty i ustanawiają nowe szczyty.
Rynki mają to do siebie, że lubią przesadnie reagować na negatywne wydarzenia. Jednak im mocniejsze i dynamiczniejsze spadki, tym szybciej i gwałtowniej kurs odbija potem do góry. Automatyczne pozbywanie się akcji tylko dlatego, że kurs dramatycznie tąpnął, nie będzie najlepszym pomysłem, bo wtedy jest już na to zazwyczaj za późno.
Zwróćmy też uwagę, że pomimo spadku o 16%, ETF EWZ w dalszym ciągu znajduje się wyżej niż jeszcze kilka miesięcy temu, czyli pod koniec 2016 roku.
A więc przede wszystkim zachowujemy spokój i nie dotykamy platformy transakcyjnej. Co dalej?
W drugiej kolejności, gdy tylko zobaczymy dwucyfrowy spadek notowań, to przydało by się jak najszybciej dowiedzieć wszystkiego na temat przyczyn, które go wywołały. Większość informacji można znaleźć już po kilku minutach na stronach Reutersa, CNBC czy Bloomberga. Chyba każdy kraj na świecie ma też przynajmniej jeden portal czy jedną gazetę, która wydawana jest w internecie w języku angielskim. Zawsze warto sprawdzić co mówią lokalne media, eksperci, analitycy, jakie są komentarze ludzi. Solidny research to podstawa do tego, żeby zrozumieć co się dzieje.
W przypadku Brazylii akurat wszystko do tej pory stało się chyba jasne, bo trąbią o tym na całym świecie.
Kiedy już wiemy co wywołało spadek, należy na chłodno zastanowić się czy wydarzenie to w jakikolwiek sposób wpływa (wpłynie) na zyski firm notowanych na giełdzie? Tu może małe zaskoczenie – na kursy giełdowych spółek w dłuższym terminie powinna wypływać wyłącznie wysokość przychodów i zysków przedsiębiorstw, których akcje kupujemy.
A więc kluczowe pytanie: czy to, co się właśnie stało, rzeczywiście zachwieje kondycją spółek lub nawet całej gospodarki w dłuższym terminie? W jaki sposób? Co się zmieniło od czasu tego wydarzenia? Czy jego ewentualne efekty będą długotrwałe czy za kilka tygodni nikt nie będzie o nich pamiętał? Czy czarny łabędź wpływa na fundamentalną sytuację na giełdzie czy jest wyłącznie przejściową ciekawostką wałkowaną w sezonie wakacyjnym? Czy wydarzenie to dotyczy całego rynku czy tylko kilku osób albo spółek?
Żeby sobie wyrobić zdanie na ten temat warto poszukać, poczytać i posłuchać opinii lokalnych ekspertów, bo oni mają dużo większe wyczucie sytuacji czy nastrojów, a także lepszą znajomość realiów niż zagraniczni dziennikarze. Pamiętajmy, że media lubią dramatyzować.
Jeśli chodzi o Brazylię, to czy nagranie prezydenta, który zgadza się na wręczenie łapówki rzeczywiście jest takie wyjątkowe? W tym kraju 1/3 rządu podejrzana jest o korupcję, a niecały rok temu poprzednia prezydent poddana została procedurze impeachmentu. Jak widać nie zaszkodziło to giełdzie, która od tamtego czasu urosła o kilkadziesiąt procent. Głównym przegranym obecnej sytuacji jest sam Temer, a nie gospodarka Brazylii. Rosnąca giełda w Sao Paulo bazowała na wyjściu kraju z recesji i na przeprowadzeniu reform gospodarczych. Prezydent był twarzą tych reform, to prawda, ale to nie on decydował o ich wprowadzeniu, tylko Kongres. I tutaj się nic nie zmienia, bo ewentualne odejście czy postawienie Temera przed sądem nie wpływa na to, że reformy nie zostaną nagle przegłosowane. Zwłaszcza w sytuacji, w której większość polityków deklaruje, że popiera zmiany. Natomiast ewentualne usunięcie z urzędu prezydenta uwikłanego w aferę korupcyjną może za to przyczynić się do oczyszczenia atmosfery (i rządu), co w połączeniu z reformami powinno sprowadzić na giełdy powiew optymizmu, podobnie jak miało to miejsce niedawno w przypadku Korei Południowej.
W takich okolicznościach warto więc zastanowić się nad potencjalnymi scenariuszami dalszego rozwoju sytuacji. Jakie są możliwości? Co teraz może się wydarzyć? Jakie jest prawdopodobieństwo nastąpienia takiego, a jakie innego kierunku i czy te najbardziej prawdopodobne rozwiązania będą dla giełdy pozytywne czy negatywne?
W Brazylii możliwe są teraz dwie drogi. Pierwsza to taka, w której Temer pod naciskiem ustępuje z urzędu i w ciągu 30 dni Kongres wybiera nowego tymczasowego prezydenta, który będzie pełnił swoją funkcję do czasu wyborów w 2018 roku. W pierwszej kolejności mówi się, że bardzo duże szanse ma przedstawiciel koalicji, obecny minister finansów Henrique Meirelles. To było by dobre rozwiązanie, bo Meirelles jest jeszcze bardziej zagorzałym fanem reform gospodarczych niż sam Temer. Druga droga jest taka, że Temer walczy i nie ustępuje z urzędu. W takiej sytuacji prezydent będzie jednak jeszcze bardziej zdeterminowany do tego, żeby przepchnąć ustawy i udowodnić wartość swojej prezydentury. Temer zrobi wszystko, żeby odwrócić uwagę od procesu sądowego i skupić ją na pozytywnych aspektach swojej obecności w pałacu.
I dochodzimy w końcu do najważniejszego pytania. Czy w ciągu tych kilku godzin lub dni zmieniły się fundamentalne powody, dla których kupiliśmy dane akcje albo zainwestowaliśmy w danym kraju?
Z Temerem czy bez niego, gospodarka Brazylii nie powinna nagle zawrócić w kierunku recesji tylko dlatego, że ktoś nagrał prezydenta jak ten aprobuje działania korupcyjne. Zdrowy rozsądek podpowiada, że jest to raczej czynnik polityczny, który dotyczy wyłącznie jednej osoby i który przyniesie określone skutki w stosunku do jednego człowieka, a nie do całej ekonomii w skali kraju. No bo zastanówmy się jaki wpływ nagrana rozmowa Temera będzie miała na wyniki finansowe krajowych linii lotniczych albo producentów brazylijskiej kawy?
Co może pójść nie tak?
Oczywiście jest też możliwy całkiem negatywny scenariusz, w którym Temer postanawia trzymać się stołka i rozwściecza tym ludzi do tego stopnia, że tłumy wychodzą na ulicę, przed pałacem trwają zamieszki, dotychczasowi sojusznicy odwracają się od prezydenta, koalicja się rozpada, brakuje większości do przepchnięcia reform i wszystko trafia szlag, a Brazylia na co najmniej kolejny rok pogrąża się w ciemności. To też jest możliwe, jednak moim zdaniem taki dramatyczny rozwój wypadków jest mniej realny.
Na giełdzie nie ma stuprocentowych pewniaków, tu zawsze chodzi o oszacowanie tego, która droga jest bardziej prawdopodobna. Moim zdaniem natomiast, biorąc pod uwagę fakt, że proponowane ustawy cały czas mają poparcie w Kongresie, bardziej prawdopodobne jest ich przegłosowanie bez względu na to czy Temer zostanie u władzy czy też nie.
Dlatego ja nie wykonuję póki co żadnych ruchów i czekam na dalszy rozwój wypadków. Szanse na szybkie przeprowadzenie kluczowej reformy emerytalnej po wczorajszych wydarzeniach znacznie zmalały, ale moim zdaniem w dalszym ciągu wynoszą ponad 50%. I to jest wystarczający powód, żeby jeszcze nie spisywać Brazylii na straty.
A Temer? Za rok nikt nie będzie już o nim pamiętał, bo kraj skupi się na nadchodzących w 2018 r. wyborach i rynek zacznie dyskontować przyszłe, a nie przeszłe wydarzenia.