Jak zabezpieczyć się przed spadkami na giełdzie (i czy na pewno warto)

Jak zabezpieczyć się przed spadkami na giełdzie (i czy na pewno warto)
Komentarze: 1
Skomentuj

Fundusze hedgingowe wzięły swoją nazwę stąd, że zabezpieczają się przed spadkami na giełdzie stosując cały szereg różnych wysublimowanych strategii inwestycyjnych. Słowo hedge oznacza żywopłot, który pierwotnie sadzony był jako bariera ochronna dla roślin przed dewastującym wiatrem. Sprawdźmy zatem, które rozwiązania ze świata hedge fundów indywidualny inwestor może wdrożyć również na swoim rachunku i czy faktycznie będzie to miało dla niego jakikolwiek sens.

Zanim poznamy strategie zabezpieczania portfela przed spadkami, zastanówmy się jednak najpierw, jaki tak właściwie cel chcemy dzięki temu osiągnąć. Mam na myśli nieco bardziej precyzyjny cel niż samo: “nie stracić pieniędzy na giełdzie”.


Dlaczego warto zabezpieczać się przed spadkami?

Przede wszystkim minimalizując wahania portfela czy obsunięcia kapitału umożliwiamy bardziej wydajne działania mechanizmu procenta składanego. Inwestując 100$ w akcje i dopuszczając do spadku w wysokości 30%, czyli do 70$, kurs akcji musi potem odbić aż o 42%, żeby wrócić do punktu wyjścia. To oznacza, że akcje muszą wzrosnąć aż o 12% więcej niż spadły, żebyśmy w ogóle wyszli na zero.

Jeśli jednak dalibyśmy radę ograniczyć wahania do, powiedzmy, 10%, to spadek kursu akcji do 90$ będzie wymagał późniejszego odbicia jedynie o 11%, aby wyjść na zero. Tutaj różnica pomiędzy zakresem spadku a wymaganym późniejszym wzrostem wynosi już tylko 1%, a nie 12%. Nie trzeba dodawać, że to zdecydowanie ułatwia powrót na powierzchnię, co z kolei podnosi prawdopodobieństwo wypracowania zysków.

Drugim aspektem równie istotnym, co matematyka, jest psychologia. Duże wahania i znaczny ubytek majątku są dla wielu sytuacją ekstremalnie stresującą, która nie tylko nie pozwala spać w nocy i obniża komfort życia, ale też prowadzi do podejmowania irracjonalnych i nieoptymalnych decyzji z punktu widzenia finansowego. Mówiąc inaczej – inwestorzy przestawiają się z agresywnej mentalności “zarobić pieniądze” na potulną “chronić to, co jeszcze pozostało na rachunku”. Efektem jest pozbywanie się akcji po korektach, zamiast ich dokupowanie; czy uciekanie z pozycji, gdy ta lekko tylko odbije.

Trzecim powodem stosowania strategii hedgingowych, który będzie diabelnie istotny z punktu widzenia funduszy, jest zrobienie absolutnie wszystkiego, aby dużymi wahaniami nie wystraszyć klientów. Często bywa bowiem tak, że po większych spadkach klienci zaczynają masowo wycofywać swoją gotówkę, co oznacza, że robią to dokładnie w momencie, w którym powinni ją dopłacić. To staje się gwoździem do trumny funduszu zmuszonego do sprzedaży akcji i księgowania strat w samym dołku.

O ile trzeci punkt nie dotyczy inwestorów indywidualnych, to dwa pierwsze są problemami uniwersalnymi. Jakimi zatem strategiami hedgingowymi posługują się zawodowcy i jakie strategie hedgingowe może zaadaptować każdy z nas, żeby tym problemom zapobiec?


Trzy popularne metody hedgingowe

Podejść do zabezpieczania portfela przed spadkami jest wiele. Najpopularniejsze bazują na wykorzystaniu derywatów (najczęściej opcji); na ustanowieniu przeciwstawnych pozycji; lub na wykorzystaniu innej klasy aktywów, która jest ujemnie skorelowana z posiadanymi akcjami (głównie chodzi o obligacje). Każda z tych filozofii ma swoje plusy i minusy.

Większe fundusze dodatkowo wykorzystują jeszcze inną popularną metodę, czyli tzw. swapy, które są formą wykupienia ubezpieczenia od danego wydarzenia (wzrostu stóp procentowych, bankructwa firmy etc.). Swapy przenoszą po prostu ryzyko danego wydarzenia na drugą stronę transakcji w zamian za regularnie opłacane premie. Te formy są jednak niedostępne dla indywidualnego inwestora, więc nie ma sensu o nich wspominać.

A zatem…


Strategia opcyjna Married PUT

Najpopularniejsza i chyba najczęściej stosowana strategia hedgingowa mająca na celu ograniczenie strat w przypadku spadków na giełdzie. Married PUT pozwala zniwelować straty na akcjach absolutnie do zera lub do z góry określonego wybranego poziomu.

Married PUT to zakup opcji PUT zabezpieczającej posiadane akcje konkretnej firmy. Opcja PUT daje prawo (ale nie obwiązek) do sprzedania posiadanych akcji po wybranej wcześniej cenie, np. po cenie ich zakupu, nawet w przypadku, gdyby na giełdzie wystąpiły potężne spadki.

Dla przykładu, inwestor może posiadać akcje XYZ kupione po 100$ za sztukę i do tych akcji dokupić ubezpieczenie pod postacią opcji PUT, która przez najbliższy rok pozwoli mu sprzedać te akcje po cenie ich zakupu, bez względu na wszystko.

Jeśli więc kurs akcji spadnie do 70$, inwestor ciągle będzie mógł sprzedać akcje po 100$. Z drugiej strony – jeśli kurs wzrośnie do 130$, to akcje będzie można sprzedać na giełdzie po cenie rynkowej (opcja PUT daje bowiem prawo do tego, żeby z niej skorzystać, ale nie obowiązek). Sama opcja w takim wypadku wygasa i staje się bezwartościowa podobnie, jak niewykorzystane ubezpieczenie domu czy samochodu.

Brzmi zbyt pięknie? Słusznie. Opcja PUT zabezpieczająca akcje w stu procentach na rok będzie kosztowała około 20-30% ich wartości. W powyższym wypadku za zabezpieczenie akcji o wartości 100$ na rok musielibyśmy zapłacić zatem około 20-30$ za sztukę, co prawdopodobnie zjadłoby nam cały zysk z potencjalnej inwestycji.

Jednakże… w rzeczywistości nikt nie zabezpiecza się przed spadkami na cały rok. Zawodowi inwestorzy przy pomocy opcji PUT zabezpieczają się najczęściej jedynie na określony dzień czy cały tydzień, kiedy z kursem akcji może wydarzyć się coś złego. Takim dniem są choćby momenty publikacji sprawozdań finansowych, ważnych danych ekonomicznych czy decyzji banków centralnych.

W takim wypadku ubezpieczenie całej pozycji na kilka dni nie powinno kosztować więcej niż 2-3% jej wartości, co wydaje się niskim kosztem jak na możliwość całkowitego zabezpieczenia akcji przed potencjalnym spadkiem o kilkanaście procent po publikacji słabszych danych niż spodziewane.

Więcej o strategii Married PUT można przeczytać tutaj: Najpopularniejsza strategia hedgingowa


Pozycje krótkie, czyli tzw. short selling

Innym pomysłem, z którego często korzystają fundusze hedgingowe, jest zawieranie przeciwstawnych transakcji na skorelowanych ze sobą aktywach po to, żeby zminimalizować tzw. deltę portfela, a więc jego “czułość” na wydarzenia rynkowe.

W praktyce osoba, która posiada ekspozycję na najlepsze spółki technologiczne, może jednocześnie dokonać krótkiej sprzedaży (zagrać na spadki) ETF-a na indeks NASDAQ-100 lub na inny indeks skorelowany z kursami posiadanych akcji w proporcjach jeden do jednego (wartościowo) lub innych pożądanych.

Idea jest taka, że mając najlepsze akcje wchodzące w skład danego indeksu zakładamy, iż w przypadku wzrostów będą one rosły bardziej niż cały uśredniony indeks, a w przypadku korekt, będą spadały nieco mniej. Dlatego jednocześnie gramy na wzrost poszczególnych najlepszych spółek i na spadek całego indeksu.

W tej sytuacji w przypadku wzrostów odnotowujemy zysk na akcjach (większy) i stratę na indeksie (mniejszą), czyli netto zarabiamy pieniądze; a w przypadku korekty na giełdzie mamy stratę na posiadanych akcjach, ale jednocześnie zysk na spadku indeksu, przeciwko któremu zagraliśmy na krótko.

To jedna z najbardziej typowych pozycji hedgingowych, w przypadku której zamiast całego indeksu czasem wykorzystuje się też pary poszczególnych spółek z tej samej branży.

Dla przykładu, jednocześnie można zagrać na wzrosty Nvidii i na spadki AMD albo Intela. Zakładamy tu bowiem, że pomimo ewidentnej korelacji pomiędzy tymi akcjami, to spółka lepsza (Nvidia) powinna jednak bardziej rosnąć i mniej spadać niż spółka gorsza (AMD czy Intel).

Tego typu zagrania zahaczają już o arbitraż i są naprawdę chętnie stosowane przez fundusze inwestycyjne, ponieważ poprzez posiadanie nieustannego “hedga” niebotycznie ograniczają one wahania całego portfela.

Więcej o graniu na spadki można przeczytać w artykule i obejrzeć na nagraniu z webinaru poświęconego właśnie temu tematowi: Witamy w Shortville


Asset allocation i inne klasy aktywów

Najprostszym i najbardziej intuicyjnym pomysłem na to, żeby zabezpieczyć swój portfel akcyjny przed spadkami, jest takie dobranie do niego aktywów, aby uzyskać pomiędzy nimi jak najmniejszą korelację (ale nie odwrotną, bo wtedy portfel będzie stał w miejscu).

Za takie aktywo, które zapewnia zerową korelację z akcjami (a czasem ujemną), uznaje się amerykańskie obligacje rządowe. Od dekad popularnym wariantem portfela jest tzw. portfel 60/40, w którym 60% aktywów stanowią obligacje, a 40% akcje. Charakterystyka tego portfela faktycznie pomaga wygładzić krzywą zysków i strat oraz zminimalizować wahania.

Dzieje się tak dlatego, że przez większość czasu w ciągu kilku ostatnich dekad, obie te klasy (akcje i obligacje) zachowywały się niezależnie, a czasem odwrotnie do siebie. Dzięki temu w czasach, gdy akcyjna część portfela przynosiła straty, były one do pewnego stopnia niwelowane przez wzrost obligacji (lub przynajmniej przez trzymanie przez nie wartości).

Do tego typu celów rzadko wykorzystuje się natomiast inne klasy aktywów jak towary czy surowce, bo ze swojej natury są one nie tylko mniej przewidywalne niż obligacje, ale też bardziej zmienne niż same akcje.

Więcej o tym, jak działają obligacje, można przeczytać w tym tekście i obejrzeć na praktycznym nagraniu wideo: Inwestowanie w obligacje krok po kroku


Wszystkie problemy strategii hedgingowych

To teraz ciemna strona księżyca. W rzeczywistości bowiem zazwyczaj jest tak, że wszystko to, co fantastycznie wygląda na papierze i mądrze brzmi w teorii, rzadko kiedy choć w połowie sprawdza się tak dobrze w prawdziwym świecie. Nie inaczej jest ze strategiami opisanymi powyżej.

Koszty, koszty, koszty

Married PUT faktycznie jest najskuteczniejszym istniejącym sposobem, żeby zabezpieczyć swoje akcje przed jakimikolwiek stratami, ale ta forma jest po pierwsze kosztowna, a po drugie – żeby była efektywna – wymaga idealnego timingu. Chodzi o to, żeby nie zabezpieczać się na nieokreślony czas, bo to będzie kosztowało 20-30% rocznie.

Zabezpieczenie się na krótsze okresy jest już sporo tańsze, bo wyniesie 1-3% za okres do tygodnia, co teoretycznie nie wygląda tak źle, ale konia z rzędem temu, kto potrafi przewidywać nadchodzące spadki z dokładnością co do tygodnia czy nawet miesiąca. Gdyby tak było, to równie dobrze można by na ten czas pozbyć się akcji, zamiast kupować do nich opcje zabezpieczające.

Married PUT zatem sprawdzi się świetnie, ale raczej w sytuacjach, w których z góry znamy termin danego wydarzenia, przed którym chcemy się zabezpieczyć (np. publikacja wyników), dzięki czemu możemy wybrać najkrótsze możliwe i najtańsze opcje, nie rujnujące jeszcze portfela.

W przeciwnym wypadku nadgorliwe stosowanie tej strategii będzie dla nas nieopłacalne od strony kosztowej i zje większość potencjalnych zysków.

Zyski, zyski, zyski

W przypadku pozycji krótkich, które stanowią przeciwwagę do posiadanego portfela akcyjnego, problem leży gdzie indziej. Samo ich utrzymanie bowiem nie powinno wynieść więcej niż 2-3% w ujęciu rocznym, co jest poziomem akceptowalnym, ale…

Posiadanie przeciwstawnych pozycji w tak mocno skorelowanym świecie giełdowym, z którym mamy do czynienia obecnie, sprawi, że w czasach hossy wszystkie nasze zyski będą dramatycznie ograniczone poprzez straty na pozycjach krótkich ciągnących portfel w dół.

Tak zabezpieczony portfel faktycznie byłby w stanie wygenerować zysk przy absolutnie minimalnym poziomie wahań i obsunięć kapitału, ale ten zysk będzie bardzo niski.

Ta metoda rzeczywiście jest chętnie używana przez instytucjonalnych graczy, ale raczej takich, którym nie zależy na maksymalnie wysokim zysku, tylko właśnie na minimalnych możliwych wahaniach portfela. No bo czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, na przykład emerytalny fundusz pracowniczy, w którym obsunięcia kapitału w bessach sięgają po 30-40%? No właśnie.

Są gracze, dla których od wysokich zysków o wiele ważniejsza jest niska zmienność.

Korelacja, korelacja, korelacja

Problem z umieszczaniem w portfelu obligacji rządowych jest natomiast taki, że przez większość czasu one faktycznie są zerowo lub ujemnie skorelowane z akcjami, ale… okresami korelacja ta bywa dodatnia.

Ostatnie lata pokazały, że obligacje potrafią wykazywać niemal pełną korelację z akcjami przez długie okresy i to zwłaszcza w czasie, kiedy najbardziej zależałoby nam na tym, aby jakoś to portfolio zrównoważyć.

W całym 2022 roku, kiedy indeksy akcyjne spadały o 20%, obligacje na koniec roku odnotowały stratę wynoszącą… 30%. W tym wypadku posiadanie obligacji nie tylko nie zabezpieczyło portfela przed stratami, ale jeszcze te straty powiększyło.

Takie sytuacje są oczywiście rzadkością i częściej mamy do czynienia z brakiem korelacji niż z korelacją, ale mimo tego posiadanie obligacji w portfelu nie będzie żadnym gwarantem obniżenia jego wahań.


To może jednak się nie zabezpieczać?

Strategie hedgingowe przede wszystkim mają nie dopuścić do straty pieniędzy – pod tym stwierdzeniem podpisze się każdy. W rzeczywistości jednak to, czy na danej pozycji wygenerujemy stratę czy zysk, będzie wiadome dopiero w momencie, w którym postanowimy te akcje sprzedać.

Wyobraźmy sobie, że kupujemy akcje dobrej firmy z horyzontem, powiedzmy, dziesięcioletnim; albo nawet dwu- czy trzyletnim. Czy tymczasowa strata widoczna tylko na papierze w czasie trwania tej inwestycji będzie czymś, przed czym warto się zabezpieczać? Jakie znaczenie ta okresowa strata będzie miała w perspektywie kilku lat, kiedy pozycja będzie likwidowana?

Co z punktu widzenia, na przykład roku 2029, będzie nas obchodziło, czy akcje XYZ w trzecim kwartale 2024 r. spadły o 20% czy też nie? Ano niewiele. Dla inwestora będzie liczył się wyłącznie finalny wynik na sam koniec okresu inwestycji.

To, co dzieje się z profilem zysku i straty w międzyczasie, jest wyłącznie zmiennością nieodłącznie związaną z inwestowaniem w akcje. Zabezpieczanie się przed zmiennością w okresie trwania inwestycji może faktycznie pomóc lepiej działać procentowi składanemu i może pomóc lepiej spać w nocy właścicielowi rachunku, ale w praktyce ma ono o wiele więcej minusów niż korzyści.

Żeby nie kończyć jednak całkiem pesymistycznym tonem, warto wspomnieć, że istnieje metoda, która pozwala zminimalizować wahania portfela, nie niosąc za sobą tak wielu niedoskonałości jak te, opisane powyżej.


Stara dobra szkoła zarządzania portfelem

Tak zwany hedging organiczny to sposób na taką budowę i na takie zarządzanie portfelem, które sprawią, że portfolio samo z siebie będzie mniej podatne na wahania rynkowe, co z kolei pozwoli lepiej pracować procentowi składanemu.

W 1950 roku Harry Markowitz opracował kultową Modern Portfolio Theory, za którą otrzymał potem Nagrodę Nobla i która do dzisiaj jest podstawą służącą za wytyczne przy budowie portfela w taki sposób, aby ograniczał on łączne ryzyko z całej inwestycji.

W dużym skrócie – odpowiednia dywersyfikacja portfela na 25-30 spółek, ustalanie wag na bazie zmienności (bardziej zmienna spółka ma mniejszą wagę niż mniej zmienna) oraz okresowe rebalansowanie portfela i przywracanie mu pierwotnych proporcji mogą zdecydowanie pomóc nie tylko obniżyć wahania portfolio, ale też w efekcie poprawić jego zyski.

Dobór odpowiednich spółek i zdywersyfikowanie portfela, a następnie poprawne ustalenie i pilnowanie wag rzeczywiście będzie najprostszą (co nie znaczy łatwą) metodą na ograniczenie ryzyka. Nieco więcej o tym aspekcie w skrótowej formie można przeczytać tutaj:

Sprawdź, czy masz odpowiednią liczbę akcji w portfelu (na końcu tekstu arkusz Excel do pobrania).

Następny artykuł w kategorii Porady
Czego o inwestowaniu na giełdzie nauczył nas Daniel Kahneman?

Przeczytaj również

Wszystkie wpisy
Pozostałe
03.12.2024
Czy rynek naprawdę jest efektywny? Teoria akademicka kontra brutalna rzeczywistość
Czy rynek naprawdę jest efektywny? Teoria akademicka kontra brutalna rzeczywistość
Aktualności
28.08.2024
Skąd taka zmienność na giełdzie, czyli krótka historia o tym, jak japoński bank centralny zepsuł nam wakacje
Skąd taka zmienność na giełdzie, czyli krótka historia o tym, jak japoński bank centralny zepsuł nam wakacje