Inwestycje długoterminowe to ciągle najpewniejszy sposób, żeby zarobić na giełdzie duże pieniądze
Inwestowanie to nie gra wideo z kolorowym tickerem i mrugającymi cyferkami na ekranie laptopa. Wiele osób zapomina, że klikając myszką nie kupuje jedynie trzyliterowego symbolu firmy, tylko nabywa część realnie funkcjonującego biznesu. Inwestycje długoterminowe oznaczają, że kupując akcje kupujemy fragment firmy z jej pracownikami, produktami, maszynami, marketingowcami, sprzedawcami, kłopotami i perspektywami. Akcje danej firmy zachowują się dobrze lub źle w zależności od tego czy biznes, który za nimi stoi, zachowuje się dobrze czy źle. Bycie świadomym tego faktu stanowi różnicę pomiędzy inwestorem a spekulantem.
Warren Buffet zapytany kiedyś jaka jest tajemnica sukcesu na giełdzie, odpowiedział: kupić tanio, sprzedać drogo. Nie ma lepszej rady. Na tym polega cała idea handlu. Nigdy więc nie kupuj akcji tylko dlatego, że jej kurs rośnie, ani tym bardziej nie sprzedawaj tylko dlatego, że kurs spada. Ruchy cen na giełdzie są wyłącznie efektem, a nie przyczyną czegokolwiek.
Zanim zaczniesz inwestować prawdziwe pieniądze na giełdzie
Przed zalogowaniem się na rachunek maklerski poznaj dokładnie firmę, którą nabywasz. Przetestuj jej produkty, dowiedz się wszystkiego o ludziach zarządzających biznesem, przejrzyj na wylot sprawozdania finansowe i sprawdź wskaźniki; zbadaj branżę, konkurencję i środowisko, w którym firma się obraca. Inwestycje długoterminowe, aby były udane, wymagają włożenia więcej wysiłku niż kupienie karmy dla psa na Allegro, pomimo tego, że sam proces wygląda dość podobnie.
Częsty błąd popełniany przez niedoświadczonych inwestorów
Ludzie potrafią kupować akcje z bardzo dziwnych powodów. Większość z nas na przykład lubi to, co już zna.
Niestety, często przekłada się to na proces inwestycyjny, który wygląda tak, że domorośli traderzy wybierają akcje tych firm, które dobrze znają lub tych, których produktów na co dzień używają i które lubią. Na pierwszy rzut oka brzmi to zresztą całkiem rozsądnie. Skoro używam telefonu X i jestem z niego zadowolony, uważam że jest to świetny produkt, to jest duża szansa, że akcje jego producenta również czeka sukces, dlatego rozsądnie będzie w niego zainwestować.
Takie podejście jakiś czas temu lansowane było zresztą przez amerykańskich medialnych guru inwestycyjnych. Niestety, jest to jeden z największych giełdowych nonsensów, które głęboko zakorzeniły się w świadomości początkujących traderów.
W rzeczywistości inwestowanie w to, co się zna, często przynosi katastrofalne skutki. Przekonywali się o tym wielokrotnie pracownicy posiadający akcje firm, które ich zatrudniały. Założenie wyglądało mniej więcej tak: “Jestem w samym środku tego biznesu, więc kto może wiedzieć o firmie więcej niż ja?”. To brzmi rozsądnie. Do momentu, w którym przestaje. W chwili kiedy szlag trafia całą firmę (Enron, Lehman Brothers) nie dość, że insiderzy tracą etat, ubezpieczenie zdrowotne oraz pracowniczy fundusz emerytalny, to jeszcze akcje z ich portfela stają się zupełnie bezwartościowe. Ups.
Sympatia do danego produktu czy znajomość marki same w sobie nigdy nie powinny być wyznacznikiem solidności i stabilności firmy, ani tym bardziej zachętą do zakupu jej akcji. Znajomość marki może być jedynie pierwszym krokiem do tego, aby pochylić się nad daną spółką i przynajmniej przejrzeć sprawozdania finansowe z ostatnich lat czy sprawdzić wskaźniki cenowe.
Bez wykonania tych podstawowych czynności cała zgraja ludzi potrafi napchać sobie portfel akcjami firm, które w długiej historii swojego istnienia nie zarobiły jeszcze na czysto ani jednego dolara (np. Twitter czy Yelp), a które zamiast tego, każdego roku tracą grube miliony dolarów.
Jak to możliwe, że firmy, które nigdy nie zarobiły ani centa, osiągają tak gigantyczne wyceny, a cały inwestorski świat staje w kolejce, żeby kupić ich akcje? Przecież to nie ma żadnego sensu. Wszyscy zdają się zapominać, że akcje to papier wartościowy oznaczający, że inwestor posiada część danej firmy. Dlaczego ktoś chciałby być właścicielem akurat takiej firmy, która każdego roku traci miliony dolarów, podczas gdy do wyboru są tysiące innych spółek?
Jedynym uzasadnieniem do zainwestowania w akcje firm, które od początku swojego istnienia przynoszą straty, mogłaby być ich bardzo niska cena. Wtedy moglibyśmy uznać, że stawiamy pewien zakład o to, że dzisiaj płacąc ułamek wartości, inwestycja zwróci się kiedy firma zacznie zarabiać. Tymczasem spółki, zwłaszcza technologiczne, które nie zarobiły jeszcze ani cena, charakteryzują się przyszłymi wskaźnikami Cena/Zysk dwukrotnie wyższymi niż solidne firmy z kilkudziesięcioletnią historią dodatnich zysków. I niech ktoś mi teraz powie, że rynki są efektywne.
Dlaczego akcje giełdowe rosną i spadają?
Na początku napisałem, że akcje spadają lub rosną w zależności od tego, czy biznes który za nimi stoi rozwija się czy zwija. I to jest prawda. Przynajmniej w 90% przypadków. Zdarzają się jednak sytuacje, w których cena akcji nie zachowuje się racjonalnie.
Podam tylko jeden przykład, nieco przerysowany, ale dający do myślenia. Nie jest żadną tajemnicą, że duzi gracze potrafią ruszyć giełdą tak mocno, że z półek w kuchni spadają szklanki. Dzieje się tak, ponieważ fundusze czy banki inwestycyjne dysponują ogromnymi sumami pieniędzy, przez co w ich portfelu znajdować mogą się wyłącznie aktywa o odpowiedniej kapitalizacji i o odpowiedniej płynności. Duzi gracze posiadają zazwyczaj tylko garstkę spośród tysięcy akcji, którymi są w stanie handlować bez zabijania płynności na całej giełdzie. W efekcie wygląda to tak, że sporo funduszy ma w portfelach często te same papiery. Co to oznacza dla ich kursu?
Scenariusz nieuzasadnionego spadku cen akcji na giełdzie może wyglądać tak:
1. W momencie, w którym spółka giełdowa XYZ popada w chwilowe tarapaty (gorszy rok, restrukturyzacja, zwolnienia itp.), jej akcje w ciągu tygodnia spadają o 10%. Powiedzmy, że jest to spadek uzasadniony.
2. Widząc to, Fundusz 1 postanawia jednak wycofać się z inwestycji w akcje XYZ, żeby uniknąć dalszych potencjalnych strat. Zwłaszcza, że zbliża się koniec roku i każdy chce wykazać jak największy zysk.
3. Fundusz 1 sprzedaje więc w krótkim czasie wszystkie należące do niego akcje firmy XYZ. Wolumen jest tak duży, że cena błyskawicznie leci o kolejnych 10%. Przez tak duży spadek wartości akcji XYZ, momentalnie spada też wartość kolejnego Funduszu 2, który posiada znaczny pakiet tych samych akcji XYZ.
4. Widząc, że wartość jednostek uczestnictwa w Funduszu 2 spada, jego klienci zaczynają wycofywać z niego swoje pieniądze. W końcu zbliżają się święta, gotówka zawsze się przyda. Aby mieć pieniądze na wypłaty dla klientów, Fundusz 2 postanawia sprzedać akcje firmy XYZ, które tracą najwięcej. To uruchamia kolejną lawinę przeceny o dalsze 10%.
5. W tym momencie pojawia się zainteresowanie mediów, które podejrzewają, że z firmą XYZ dzieje się coś bardzo złego i wieszczą jej szybki upadek.
6. W międzyczasie, widząc, że akcje XYZ spadły już o 30% w tak krótkim czasie, wszystkie jej walory postanawia sprzedać Fundusz 3, bo tak ma napisane w procedurze zarządzania ryzykiem. Papiery lecą już na łeb na szyję.
7. Prywatni inwestorzy, którzy do tej pory trzymali jeszcze nerwy na wodzy, także postanawiają w końcu sprzedać swoje akcje firmy XYZ, która w tym momencie straciła już prawie 50% wartości.
W ten sposób uzasadniony i chwilowy spadek akcji firmy o parę procent przeradza się w ogólną panikę i doprowadza do zjazdu kapitalizacji spółki o prawie połowę wartości.
Czy tak potężny zakres ruchu spadkowego jest racjonalny? Nigdy w życiu! Zakres spadku wynikał w sporej mierze ze specyfiki działania dużych graczy, którzy żeby mieć gotówkę na wypłaty dla swoich klientów, muszą sprzedawać posiadane akcje bez względu na to, czy uzasadnia to kondycja spółki czy nie. W drugiej kolejności winna jest ogólna panika, media i stadne zachowanie inwestorów indywidualnych. Najmniejsze znaczenie ma jednak sama sytuacja danej spółki.
Sprawdźmy, co dzieje się dalej, po tym jak akcje spadły o 50%:
8. W takim właśnie momencie na rynek wchodzą inwestorzy pokroju Warrena Buffeta, którzy po pierwsze zauważają okazję w postaci prawie 50% rabatu, a po drugie dostrzegają wewnętrzną wartość firmy, od której jej giełdowa wycena odbiega bardzo daleko.
9. Następują więc duże zakupy, które wywołują dynamiczne odbicie z dołka. Po roku kurs firmy wraca do punktu wyjściowego. Widząc to prywatni inwestorzy wierzą, że “kłopoty” firmy już się skończyły i zaczynają kupować akcje po cenie z przed całej afery spadkowej.
10. I w tym momencie alter ego Warrena Buffeta postanawia sprzedać swoje wszystkie udziały, bo wysokość ceny przestała być dla niego atrakcyjna. (Przypominam, że jeśli najpierw kurs akcji spadł o 50%, a potem wrócił do ceny wyjściowej, to oznacza, że odbił o 100%). Tak więc alter ego Buffeta podwoiło swój zysk, po czym wystawiając ogromne zlecenie sprzedaży, znowu sprawiło, że akcje runęły w dół. Po raz drugi najgorzej wyszli na tym prywatni i niedoświadczeni inwestorzy, którzy najpierw sprzedali w samym dołku, a potem kupili na samej górce tuż przed ponownymi spadkami.
Tak samo zresztą jest w drugą stronę. Kiedy akcje danej firmy spisują się dobrze, wyniki funduszy idą w górę, zaczyna więc napływać do nich więcej pieniędzy od inwestorów. I co z tymi pieniędzmi mogą zrobić fundusze? Dokupić jeszcze więcej tych samych akcji, które już mają w portfelu, ale nie dlatego, że widzą potencjał wzrostowy w danej spółce, tylko dlatego, że jest to jedna z nielicznych wystarczająco płynnych firm, na których zakup fundusz może sobie pozwolić. Spirala się nakręca windując cenę akcji do poziomów, które znowu nie mają nic wspólnego z tym, jak na prawdziwym rynku radzi sobie sama firma.
Jaki z tego wszystkiego morał? Taki sam jak zawsze: Kupuj kiedy jest tanio, a sprzedawaj kiedy jest drogo. Nigdy na odwrót!
I drugi: Nie sugeruj się wyłącznie ceną akcji, bo ona może zależeć od czynników zupełnie nie związanych z kondycją firmy.
Co i kiedy kupować, żeby zarabiać na giełdzie?
Czy wspominałem już, żeby kupować tylko wtedy, kiedy jest tanio? No dobrze, ale jak rozpoznać czy aktualna cena akcji to “tanio”?
Najprostsza metoda, żeby stwierdzić czy spółka jest tania, to spojrzeć na jej dwa podstawowe wskaźniki: Cena/Zysk i Cena/Wartość Księgowa. Pierwszy wskaźnik określa stosunek ceny akcji do zysku netto przypadającego na jedną akcję. Cena/Wartość Księgowa to natomiast stosunek ceny akcji do wartości księgowej spółki przypadającej na jedną akcję.
Obliczanie i interpretowanie tych oraz innych wskaźników opiszę w innym artykule. Na tę chwilę wystarczy przyjąć, że wskaźnik C/Z poniżej 15 oznacza spółkę potencjalnie niedowartościowaną. Im niższy wskaźnik, tym większa okazja. Idealnie jeśli C/Z jest poniżej 10.
W przypadku wskaźnika C/WK, wartość poniżej 1.5 też oznacza korzystny stosunek ceny akcji do wartości firmy, czyli sugeruje zwietrzenie sporego dyskonta.
Gotowe wartości wskaźników dla spółek można znaleźć na stronach z informacjami giełdowymi, takich jak stockwatch.pl czy finance.yahoo.com.
Wskaźniki tego typu obliczane są codziennie, na podstawie zmian kursów akcji. Dlatego warto do nich zajrzeć zwłaszcza, jeśli jakaś firma wpada w przejściowe kłopoty (Volkswagen, Deutsche Bank). Kiedy cena akcji gwałtownie spada, obniżają się wskaźniki i otrzymujemy kilkunasto lub nawet kilkudziesięcioprocentowy rabat przy zakupie danych papierów.
Tu świetnie sprawdzi się rada Benjamina Grahama, aby kupować wyłącznie w trudnych czasach od pesymistów próbujących w panice pozbyć się posiadanych akcji firm, które popadły akurat w tarapaty; a sprzedawać wyłącznie w dobrych czasach optymistom, którzy za wszelką cenę chcą kupić papiery gorącej spółki będącej właśnie na topie.
Same wskaźniki jednak absolutnie nie mogą być jedynym powodem wystarczającym do podjęcia decyzji o inwestycji długoterminowej. Jak sama nazwa sugeruje, one tylko wskazują pewne zależności określające potencjalne niedowartościowanie, które pozwala aktualnie kupić dane akcje z pewnym cenowym marginesem bezpieczeństwa. To wbrew pozorom szalenie ważne.
No bo co z tego, że uda nam się znaleźć wspaniałą spółkę o świetlanej przyszłości, jeśli kupimy ją po zawyżonej cenie i w pierwszym roku kurs spadnie o 50%? Potem rzeczywiście przyszłość może być świetlana i spółka będzie rozwijać się w tempie 5–7% rocznie, czyli tak jak przewidzieliśmy. Jednak małe to pocieszenie, gdy na samym początku inwestycji straciliśmy połowę kapitału podczas korekty, tylko dlatego, że znacznie przepłaciliśmy za akcje firmy.
Jak wybierać akcje, w które warto inwestować?
- Spółka jest niedowartościowana, a cena rynkowa ma charakter okazji. Wskaźnik C/Z grubo poniżej 15, a C/WK poniżej 1.5
- Firma musi regularnie generować gotówkę, być stabilna finansowo i niezbyt zadłużona
- Spółka na długoterminowy potencjał i wizję rozwoju; szykuje ekspansję na nowe terytoria, planuje poszerzyć rynek, pracuje nad wprowadzeniem nowych produktów itd.
- Biznesem kierują profesjonaliści, którzy osiągali już sukcesy w przeszłości
- Środowisko, w którym funkcjonuje firma, musi być korzystne. Co z tego, że sama spółka jest świetna, skoro na jej nowym rynku zbytu grozi wybuch wojny domowej lub politycy głosują za wprowadzeniem embarga?
- Dobrze, jeśli przedsiębiorstwo wypłaca dywidendę
Kiedy sprzedawać udziały, żeby zarobić pieniądze?
Wielu inwestorów zdaje się zapominać, że wysokość przychodów możliwych do osiągnięcia przez daną firmę jest ograniczona. Limitem jest wielkość rynku, skończona liczba dostępnych klientów lub jakiś inny czynnik. W każdym razie, gdzieś istnieje granica, do której firma może się rozwijać. Tak samo ograniczona jest wysokość kursu akcji, który nie będzie przecież rósł w nieskończoność.
Wysokość ceny, jaką inwestor płaci za akcję powinna wynikać z wysokości zysku netto, który osiąga firma i który na tę akcję przypada.
Trzeba o tym pamiętać. Jeśli podejrzewamy, że firma zbliża się już do swojej granicy, warto zastanowić się nad sprzedażą jej akcji, póki jeszcze ich cena jest wysoka.
Generalna, wspominana już, zasada brzmi: Sprzedajemy w czasach prosperity, kiedy wszyscy chcą kupować, a mało kto sprzedaje.
Trzeba też mieć na uwadze, że nie można oczekiwać od firmy niemożliwego. Duże firmy zazwyczaj charakteryzują się wolniejszym wzrostem. Łatwo jest podwoić zyski spółce, która osiąga milion złotych przychodu. Ale co w przypadku konglomeratu, którego przychody wynoszą powyżej miliarda złotych? Gdzie taki moloch ma szukać kolejnego miliarda? Dlatego racjonalne oczekiwania są tu jak najbardziej wskazane.
A druga sprawa to, że świetna firma nie zawsze będzie świetną inwestycją, jeśli zbyt dużo zapłacimy za jej akcje. Zwłaszcza kupione w momencie, kiedy firma dochodzi już do swojej granicy rozwoju.
Kiedy nie sprzedawać akcji?
Nie przejmuj się aktualną ceną twoich akcji na giełdzie. Inwestycje długoterminowe mają przynieść zysk za wiele lat, a nie za miesiąc czy za rok. Jeśli nie zmieniła się długofalowa sytuacja fundamentalna firmy, a popadła ona jedynie w tymczasowe i przejściowe kłopoty, które sprowadziły jej akcje niżej niż w momencie zakupu, to nie jest od razu powód, aby się ich pozbyć, lecz… by dokupić ich jeszcze więcej!
To samo dotyczy rekomendacji analityków giełdowych, które często powodują spore skoki na kursach danych akcji. Wahań tych nie można brać na poważnie. Przecież to, że analityk opublikował swoją opinię na temat ceny akcji, absolutnie nie zmieniło fundamentalnej sytuacji firmy!
Czy to, że w wieczornej prognozie pogody pojawi się dziesięciu synoptyków i każdy zapowie kompletnie inną wysokość temperatury w przyszłym tygodniu oznacza, że mają oni jakikolwiek wpływ na rzeczywistą temperaturę pogody? Ludzie ci, tak samo jak analitycy giełdowi, wygłaszają wyłącznie swoją opinię, która nie ma absolutnie żadnego wpływu na realną wartość instrumentu, którego dotyczy.
Cena na rynku podawana co sekundę jest wyłącznie dla twojej wygody. Możesz z niej skorzystać lub ją zignorować, ale ostateczny wybór zawsze należy do ciebie.
Mr. Market przychodzi z propozycją nie do odrzucenia
Benjamin Graham w swojej fantastycznej książce “Inteligentny inwestor” wymyślił trafną metaforę.
Wyobraź sobie, że jesteś właścicielem świetnie prosperującej firmy, która od kilkunastu lat zarabia bardzo dobre pieniądze. Gorszy był tylko ostatni kwartał, ale to sezonowe i przejściowe kłopoty. Jednak odkąd okazało się, że w tym ostatnim kwartale zarobiłeś mniej niż założyłeś sobie w planie, do twojego biura zaczął przychodzić niejaki Mr. Market, który chciałby od ciebie odkupić twoją firmę. Mr. Market z każdym dniem puka do twoich drzwi i podaje coraz niższą cenę, jaką byłby skłonny ci za nią zapłacić. Czasem ma lepsze dni i cena jest wyższa niż ta, którą zaproponował ostatnio, ale zazwyczaj jednak cena proponowana przez Mr. Market jest coraz niższa i niższa.
Trwa to dwa miesiące, po których masz już serdecznie dosyć pana Mr. Market i decydujesz się sprzedać mu swoją firmę po absurdalnie niskiej cenie, którą właśnie ci zaproponował.
Rozumiesz aluzję?
Tak właśnie postępują niedoświadczeni inwestorzy giełdowi. A przecież akcje firmy to nie gra komputerowa na ekranie monitora. Akcje oznaczają, że jesteś właścicielem części konkretnej, żywej firmy. Dlaczego miałbyś się pozbywać tej firmy tylko dlatego, że jakiś facet zwany Rynkiem uparcie każdego dnia oferuje ci za nią coraz niższą cenę? Przecież to niepoważne!
W normalnej sytuacji pogoniłbyś w diabły ten cały Rynek i jego coraz niższe ceny.
Co innego, gdyby przez dwa miesiące każdego dnia facet przychodził i proponował ci coraz wyższą kwotę za odkupienie twojej firmy. W takim przypadku pewnie w końcu nadszedłby dzień, w którym przystałbyś na jego propozycję. I wtedy miało by to sens.
Ale dlaczego do licha miałbyś postępować zupełnie na odwrót?
Pozbywaj się akcji, kiedy cena na giełdzie jest zadowalająca
Pilnuj co dzieje się z twoją firmą, której akcje kupiłeś. Monitoruj jej poczynania, zyski oraz to, czy realizuje założony plan. Zwracaj uwagę na wszystkie zmiany kadrowe, nowe strategie i obietnice. Analizuj i zastanawiaj się jak wpłyną one na wartość spółki.
Nigdy nie sugeruj się jednak tym, co robi kurs akcji. Jego wahania mogą bowiem nie mieć kompletnie nic wspólnego z tym, co dzieje się w biznesie. Sprzedawaj dopiero wtedy, kiedy sam uznasz (bez względu na kurs akcji!), że spółka przestała być atrakcyjna lub jej papiery stały się przewartościowane. A jak poznać czy spółka w dalszym ciągu jest atrakcyjna?
Niech odpowiedzią będzie ulubione pytanie zadawane przez Warrena Buffeta: Czy w tym konkretnym momencie kupiłbyś akcje firmy jeszcze raz, gdybyś wiedział, że przez kolejnych 5–10 lat nie będziesz miał dostępu do giełdy, a więc nie będziesz znał kursu, ani nie będziesz mógł ich sprzedać?
Dywersyfikacja portfela to podstawa zarządzania ryzykiem
Na koniec bardzo ważny element inwestycji długoterminowych, bez którego to wszystko po prostu nie może się udać.
Jeśli mieszkasz w Polsce, zapewne pracujesz też w Polsce. W takim razie zarabiasz w złotych polskich, a ich część trzymasz w formie oszczędności w polskim banku. Twój polski pracodawca odkłada dla ciebie część wynagrodzenia na emeryturę do polskiego OFE i do polskiego ZUS-u. A w dodatku, kiedy masz jakieś nadwyżki finansowe, pewnie inwestujesz je w polskie akcje lub obligacje, prawda?
Uzależniając wszystko od kondycji polskiej gospodarki, polskiej giełdy, polskich banków, polskiego rządu i polskiego systemu emerytalnego stawiasz zakład o całe swoje życie, że nasza gospodarka przetrwa, że nie zaatakują nas Rosjanie, że nie wybuchnie kryzys finansowy, że rządowi nie zabraknie na emerytury i że generalnie przyszłość Polski pozostanie różowa i stabilna. To zresztą całkiem prawdopodobne. Tylko co, jeśli będzie inaczej? Jeśli przegrasz swój zakład, w jednym ruchu stracisz wszystko.
Stanie się tak dlatego, że włożyłeś wszystkie jajka do jednego koszyka licząc, że przez następnych 50 lat uda ci się z tym koszykiem chodzić po nierównych chodnikach naszego kraju i nigdy nie przewrócić. Odważnie.
A może by tak dla własnego bezpieczeństwa wyjść poza polskie podwórko i zacząć dywersyfikować swoje finansowe życie?
Można to zrobić choćby poprzez inwestowanie w nieskorelowane ze sobą instrumenty finansowe z całego świata: od rynków rozwijających się po kraje rozwinięte; od akcji z Azji, przez obligacje z Ameryki Południowej; po towary i surowce z giełdy w Londynie. Zawsze gdzieś trwa akurat hossa, na którą warto się załapać. W ten sposób przy okazji zabezpieczysz się przed sytuacją, w której szlag trafi kiedyś cały polski czy może nawet europejski system ekonomiczny.
- Tutaj pisałem jak założyć konto w szwajcarskim banku
- W tym miejscu o tym jak zacząć inwestować za granicą
- A tutaj kilka podpowiedzi, w jakich aktywach aktualnie najlepiej ulokować pieniądze
PS. Bez względu na to, jak bardzo wierzysz w swoją spółkę, bądź przygotowany na najgorsze konsekwencje. Nawet jeśli szansa na to, że się pomyliłeś jest nikła, opracuj za wczasu jakiś plan ratunkowy na wypadek, gdyby wydarzyło się niemożliwe. Spisz kryteria i sposób wyjścia z inwestycji lub pomyśl wcześniej, jak ją zabezpieczyć, na przykład poprzez zakup opcji. Nie kosztuje to dużo, a pozwala minimalizować ewentualne straty.