Inwestowanie pasywne 2.0. Jaki fundusz ETF wybrać i jak podkręcić zysk opcjami?
Inwestowanie pasywne to ucieleśnienie wizji, w której minimalnym nakładem pracy osiągamy dwucyfrowe zwroty, a pieniądze rosną same nawet wtedy, kiedy śpimy. Wystarczy kupić ETF na S&P 500, a potem o nim zapomnieć. Po dekadzie zyski powinny przekraczać 10% średniorocznie. Co jednak, gdybyśmy byli w stanie podrasować ten zwrot jeszcze bardziej poprzez wybór nieco lepszego funduszu ETF i kupienie go przy pomocy opcji?
Fakty są takie, że dziewięć na dziesięć osób na giełdzie osiąga wyniki gorsze niż benchmark. Według różnych danych ponad 90% inwestorów wyszłoby na tym lepiej, gdyby odpuściło sobie inwestowanie aktywne i po prostu kupiło ETF-a na S&P 500 (amerykański indeks giełdowy), zamiast próbować wybierać poszczególne spółki do portfela.
Średnioroczne zwroty amerykańskiego rynku akcji z ostatnich kilkudziesięciu lat wynoszą mniej więcej 10% i to jest już poziom zadowalający, aczkolwiek… nie jest to ostateczna granica, do której można dojść inwestując pasywnie.
Co to znaczy “inwestowanie pasywne”?
Inwestowanie pasywne to strategia inwestycyjna polegająca na zakupie i utrzymywaniu przez wieloletni horyzont tego samego składu portfela z minimalnymi działaniami ze strony inwestora.
Inwestowanie pasywne charakteryzuje się niższymi kosztami transakcyjnymi i podatkowymi w porównaniu do strategii aktywnych oraz mniejszym ryzykiem związanym z błędami w wyborze poszczególnych aktywów, a statystycznie także wyższymi zwrotami w przypadku większości inwestorów.
Typowymi narzędziami wykorzystywanymi w inwestowaniu pasywnym są fundusze ETF, które naśladują wyniki konkretnych strategii inwestycyjnych lub indeksów giełdowych, takich jak S&P 500 czy WIG20.
Co to jest ETF?
ETF jest rodzajem funduszu inwestycyjnego, który w sposób automatyczny i z góry zaplanowany, na podstawie określonych kryteriów, dokonuje zakupu akcji do swojego portfela.
Jednostkami funduszy ETF można handlować na rynkach publicznych dokładnie tak samo, jak zwykłymi akcjami. Stąd zresztą wzięła się ich nazwa – Exchange Traded Funds – oznaczająca „fundusze, których jednostkami uczestnictwa handluje się na giełdzie”.
Fundusze ETF są idealne dla drobnych inwestorów, ponieważ można w nie zainwestować nawet małe kwoty – od kilkudziesięciu do kilkuset dolarów za sztukę. Koszt inwestycji w popularne ETF jest znikomy i często wynosi mniej niż 0.5% rocznie.
Inwestowanie w ETF jest także w pełni bezpieczne, ponieważ fundusze zobligowane są do zakupu realnych akcji jako zabezpieczenie emitowanych jednostek uczestnictwa.
Więcej o tym, jak dokładnie działa, a także jakie są wady i zalety inwestowania w ETF, można przeczytać w Encyklopedii Inwestycyjnej.
Jak wybrać odpowiedni ETF i ile można na nim zyskać?
Inwestowanie w fundusze ETF (Exchange Traded Funds) notowane na giełdzie pozwala zrezygnować z potrzeby wyszukiwania i analizowania poszczególnych spółek oraz daje duży komfort, umożliwiając uniknięcie konieczności oceny i prognozowania, które akcje będą lepsze od innych.
Problem w tym, że funduszy ETF na rynku są tysiące, a sam handel ETF stanowi już ponad 70% całego obrotu na giełdzie papierów wartościowych w USA. Jak spośród całego tego grona wybrać najlepsze ETF?
Porównanie najlepszych funduszy ETF
Trzy główne rodzaje funduszy ETF notowanych na giełdzie to:
- ETF-y indeksowe,
- ETF-y sektorowe,
- ETF-y faktorowe.
Każdy z nich ma swoje wady i zalety, ale przez mnogość wyboru wszystkie te fundusze ETF pozwalają stworzyć praktycznie dowolną strategię inwestycyjną. Poniżej krótkie omówienie najlepszych funduszy ETF dostępnych na giełdach zagranicznych.
Fundusze indeksowe: SPY vs. QQQ
Mówiąc o inwestowaniu w fundusz ETF indeksowy zazwyczaj mamy na myśli ETF na S&P 500 (ewentualnie na WIG20, ale o tym za chwilę), który ukrywa się pod symbolem SPY. Ten ETF jest pierwszym i zazwyczaj najlepszym wyborem, ponieważ daje ekspozycję na pięćset największych amerykańskich spółek z różnych sektorów.
Zainwestowanie na amerykańskie spółki jest rozsądnym pomysłem, ponieważ USA to nie tylko największa gospodarka świata, ale też największa giełda świata, na której notowane są czołowe globalnej spółki. Mówimy więc o ekspozycji na potężną gospodarkę chronioną przez największą potęgę militarną, która w dodatku operuje w najsilniejszej walucie świata wspieranej przez najpotężniejszy bank centralny.
Jeśli zatem zostajemy w temacie inwestowania pasywnego, czyli takiego, które nie wymaga posiadania własnego zdania na temat konkretnego składu portfela, to postawienie na całą gospodarkę USA wydaje się dobrym pomysłem.
ETF SPY lub jego odpowiedniki w ciągu ostatnich dziesięciu lat średniorocznie przynosiły około 12.5% zysku, a w ciągu ostatnich kilkudziesięciu około 10% CAGR.
Idąc jednak krok dalej, można zwrócić swoją uwagę w kierunku innego indeksu, takiego jak NASDAQ-100, gdzie posiadalibyśmy już ekspozycję na sto największych amerykańskich spółek, ale głównie z szeroko rozumianego sektora technologicznego.
Fundusze indeksowe na NASDAQ-100, taki jak ten o symbolu QQQ, są dobrym pomysłem dla osób, które wierzą, że firmy zajmujące się nowymi technologiami będą coraz bardziej dominowały w gospodarce i w naszym życiu, przez co przychody, zyski oraz cena ich akcji wzrosną szybciej niż średnia rynkowa.
Inwestując w ETF indeksowy QQQ, wprowadzamy więc do procesu wyboru aktywów pewne własne przekonania co do przyszłości, ale nadal mówimy tu o inwestowaniu pasywnym, które nie wymaga analizy poszczególnych akcji.
Fundusz indeksowy ETF QQQ z ostatnich dziesięciu lat przynosił średniorocznie około 18% zysku.
Mamy co prawda jeszcze trzeci główny indeks do wyboru – Dow Jones Industrial Average – ale nim nie ma sensu zawracać sobie głowy, bo zyski generowane przez DJIA są niższe (11% z ostatnich dziesięciu lat) nie tylko od NASDAQ, ale też od tych, wypracowywanych przez S&P 500.
ETF-y branżowe: SMH vs. reszta
ETF-y branżowe to ekspozycja na największe spółki z konkretnej branży (np. półprzewodniki czy biotechnologia). W takim wypadku mamy możliwość przemycenia już naszego zdania do całego pasywnego procesu inwestycyjnego. Stawiając jednak na konkretną branżę możemy albo faktycznie pobić benchmark albo… bardzo mocno z nim przegrać.
Dla zobrazowania tych dysproporcji wystarczy uświadomić sobie, że ekspozycja na fundusz ETF SMH, czyli na producentów półprzewodników, przynosiła 27% średniorocznie z ostatnich dziesięciu lat, ale już ekspozycja na ETF IBB, czyli na sektor biotechnologiczny, dała zarobić tylko 5.5% średniorocznie z tego samego okresu.
Biorąc pod uwagę to, jak wyglądają zwroty z poszczególnych sektorów, prawdopodobieństwo wyboru przez nas tej “odpowiedniej branży” jest przeciwko nam:
- Sektor energetyczny – 3.8% średniorocznie
- Sektor nieruchomości – 5.2% średniorocznie
- Sektor finansowy – 10.8% średniorocznie
- Sektor wydobywczy (metale szlachetne) – 5.6% średniorocznie
- Sektor robotyki i automatyki – 8% średniorocznie
- Sektor dóbr konsumenckich – 8.4% średniorocznie
- Sektor obronności – 10.7% średniorocznie
- Sektor opieki zdrowotnej – 10.9% średniorocznie
- Sektor energii odnawialnej – 5% średniorocznie
Co nam to mówi? Po pierwsze, że w ciągu ostatniej dekady cały amerykański indeks ciągnięty był głównie przez spółki technologiczne, a po drugie, że dość trudno jest wybrać i przewidzieć konkretny sektor, który pociągnie ten indeks w kolejnych latach.
Ergo, dla większości osób najlepszym rozwiązaniem będzie postawienie na cały amerykański rynek (ETF SPY) lub doważenie w nim spółek technologicznych (ETF QQQ), bo chyba nikt nie spodziewa się, że nowoczesne technologie nagle zaczną znikać z naszego życia, a branże czy spółki z nimi związane nagle przestaną się rozwijać.
ETF-y faktorowe: MTUM vs. IWF
Jeszcze innym pomysłem na quasi-pasywne inwestowanie jest dobór do portfela takich funduszy ETF, które nie odzwierciedlają zachowania się całego rynku, ale prowadzą konkretną strategię inwestycyjną. Mowa o ETF-ach faktorowych. Technicznie to często nie są zresztą ETF-y, tylko tzw. ETN-y (Exchange Traded Notes), ale nie komplikujmy i przyjmijmy, że chodzi o zwykły ETF.
ETF faktorowy to taki, który dobiera spółki do portfela na bazie jednego czynnika (faktora). Tym czynnikiem może być kapitalizacja, wysokość wypłacanej dywidendy, dynamika wzrostu przychodów i zysków, wycena lub zachowanie się kursu akcji spółki w ciągu ostatniego roku, ale też beta ETF czy ETF o niskiej zmienności.
Popularnymi funduszami ETF opartymi o faktory są, na przykład te odzwierciedlające impet, czyli tzw. momentum. Obserwacja giełdowa potwierdza, że spółki przynoszące dobre zwroty w przeszłości, mają tendencję do tego, aby przynosić również dobre zwroty w przyszłości. Dlatego istnieją fundusze ETF, które co kwartał czy co pół roku dobierają do swojego portfela spółki z indeksu S&P 500, ale tylko takie spółki, których kurs akcji w ostatnim okresie wzrósł bardziej niż średnia.
Najpopularniejszym ETF-em tego typu jest ETF o symbolu MTUM notowany na amerykańskiej giełdzie, który przynosi około 13% średniorocznie z ostatnich dziesięciu lat, ale jednym z najskuteczniejszym jest już ETF XMMO uwzględniający spółki o mniejszej kapitalizacji i dający 15% średniorocznie z tego samego okresu.
Drugim popularnym podejściem jest wybór ETF-a naśladującego spółki o rosnącej dynamice wzrostu zysków, czyli strategia tzw. growth investing (np. ETF IWF), który przynosi średniorocznie lekko ponad 15%.
Innymi pomysłami na inwestowanie w fundusze faktorowe są chociażby ETF-y naśladujące strategie inwestowania w:
- Spółki value o atrakcyjnych wycenach – 8.43% średniorocznie
- Spółki wypłacające wysokie dywidendy – 9.6% średniorocznie
- Spółki o niskiej kapitalizacji – 8.9% średniorocznie
- Spółki o minimalnej zmienności – 10.5% średniorocznie
- Spółki o dużej dynamice wzrostu przychodów – 15.6% średniorocznie
Reasumując, z obserwacji ostatniej dekady, najlepiej sprawdziłaby się kombinacja funduszy ETF QQQ (indeks NASDAQ-100), IWF (growth investing) oraz XMMO (mid-cap momentum).
Można oczywiście znaleźć ETF-y tematyczne (branżowe), które w ostatnich latach przynosiły o wiele większy zysk (np. SMH, czyli półprzewodniki), ale tutaj mówimy już o wyborze konkretnej tezy inwestycyjnej, a nie o pasywnym postawieniu na cały indeks czy na całą strategię.
Czemu nie polskie fundusze ETF na WIG20 notowane na GPW?
Polska to rynek o marginalnym znaczeniu dla dużych funduszy ETF, przez co ich oferta jest tu mocno ograniczona, zwłaszcza jeśli spojrzymy na to, jakie drzwi otwiera przed nami handel na giełdach zagranicznych.
Problem polskiej giełdy papierów wartościowych wynika głównie z małej kapitalizacji spółek, kiepskiej płynności oraz braku zainteresowania dużej grupy inwestorów takimi rozwiązaniami. Istnieje jednak garstka ETF-ów dostępnych na GPW, w tym ten na indeks WIG20. Czy warto się nim zainteresować?
Otóż… nie. Z dwóch powodów. Po pierwsze indeks WIG20 skażony jest spółkami skarbu państwa, w których często nie obowiązują rynkowe zasady gry, przez co ciężko takie spółki oceniać, nie wspominając już o tym, że kurs ich akcji niekiedy dość mocno odbiega od fundamentów.
Pokazywałem zresztą kiedyś, jak odmienne byłyby losy polskiego indeksu, gdyby… wyrzucić z niego spółki skarbu państwa.
Drugi powód to konieczność dywersyfikacji swoich źródeł dochodu. Pracując lub mając klientów w Polsce i zarabiając w złotówkach, uzależnieni jesteśmy od lokalnej koniunktury. Inwestując dodatkowo środki na polskiej giełdzie zwiększamy to uzależnienie jeszcze bardziej.
W sytuacji, kiedy w Polsce zacznie się robić źle, w tym samym czasie ucierpi nasz pracodawca (być może stracimy pracę albo klientów), spadnie wartość złotówki i jeszcze w dodatku oberwą spółki z naszego portfela, bo są to spółki uzależnione od tej samej koniunktury. Inwestowanie za granicą ma więc podwójny sens i podwójne uzasadnienie.
Więcej na ten temat pisałem zresztą niedawno w artykule: Osiem powodów, żeby wyjść poza polską giełdę
Gdzie kupić jednostki uczestnictwa w funduszach ETF?
Do wyboru mamy krajowe narzędzia związane z bankami, takie jak platforma mBanku czy Bossa od Banku Ochrony Środowiska, które z jednej strony są łatwe i przyjemne w obsłudze (a w dodatku same wystawiają co roku PIT), ale z drugiej strony nie zapewniają dostępu do opcji, które są kluczowe do tego, aby z inwestowania w ETF wycisnąć dodatkowy zysk.
Dostęp do handlu opcjami będzie potrzebny też, żeby kupić amerykańskie ETF-y nie posiadające odpowiednika w Europie, ponieważ możliwość ta została kilka lat temu zablokowana przez Unię Europejską. Wszystko oczywiście da się obejść, ale…
Do tego potrzebna będzie profesjonalna platforma transakcyjna, taka jak Interactive Brokers lub alternatywnie LYNX, który ma co prawda wyższe prowizje, ale zapewnia obsługę i support w języku polskim. Obaj brokerzy dają dostęp do tysięcy najlepszych funduszy ETF, które można kupić przy pomocy opcji.
Więcej o Interactive Brokers i trickach pozwalających kupić akcje taniej niż cena widoczna na platformie, pisałem w tym artykule.
Jak kupić ETF przy pomocy opcji PUT
No właśnie, opcje. Dlaczego warto w ogóle myśleć o tym, żeby inwestować w ETF przy pomocy opcji? Powody są dwa. Po pierwsze to podnosi zysk i ogranicza straty. Po drugie… zakup amerykańskich ETF możliwy jest wyłącznie poprzez opcje.
Sposoby na to, żeby kupić ETF przy pomocy opcji, też są dwa: BUY CALL i SELL PUT. Mówiąc inaczej – możemy albo kupić opcję CALL i ją wykonać, albo wystawić opcję PUT i dać się jej wykonać samej.
Zakup opcji CALL vs. sprzedaż opcji PUT
Kupując opcję CALL kupujemy sobie prawo do tego, żeby nabyć potem sto jednostek ETF (lub jakichkolwiek innych akcji) po z góry znanej cenie, w z góry znanym czasie. Cenę transakcji i czas jej realizacji wybieramy sami.
Przy dzisiejszej cenie ETF-a SPY na poziomie 542$, możemy więc zdecydować, że nabędziemy opcję CALL, która da nam prawo do kupienia jednostek funduszy ETF nie dzisiaj, ale na przykład za równy miesiąc i to w dodatku w cenie 540$.
Problem w tym, że za takie prawo trzeba aktualnie zapłacić około 7.40$ na jedną jednostkę ETF, czyli łącznie 740$ za pakiet uprawniający do nabycia stu sztuk ETF po cenie niższej o dwa dolary za jednostkę. Ciężko mówić tu zatem o dodatkowym zysku.
Ale a z drugiej strony możemy też wystawić opcję PUT, która zobowiązuje nas do zakupu tych samych akcji po tej samej cenie w tym samym terminie, co powyżej.
W tym wypadku, moglibyśmy wystawić (sprzedać) opcję PUT, która będzie oznaczała, że kupimy jednostki funduszu ETF po cenie 540$, lecz nie dzisiaj, tylko dopiero za miesiąc. Za wystawienie takiej opcji otrzymamy 5.32$ premii przypadającej na jedną akcję, czyli łącznie nasz dodatkowy zysk wyniesie 532$.
Trzeba tu jeszcze uwzględnić fakt, że zobowiązujemy się kupić ETF po cenie 540$, a nie po aktualnej 542$, więc de facto zarabiamy tu dodatkowe dwa dolary, a zatem nasz łączny zysk wynosi 7.32$ na jednostkę, co oznacza dodatkowy 1.3% po miesiącu. Niby niewiele, ale jednak są to darmowe pieniądze.
Termin wygasania (od jednego dnia do kilku lat) oraz poziom wykonania takiej opcji są parametrami, które inwestor wybiera dowolnie; jednak największy sens ma wybranie poziomu oscylującego wokół aktualnego kursu akcji, a terminu wygasania na 30-45 dni od dnia zakupu.
Kiedy opcja PUT nie zostanie wykonana
Taka transakcja zakupu jednostek funduszu ETF przez wystawienie opcji PUT zostanie zrealizowana jedynie wtedy, gdy w dniu wygaśnięcia opcji kurs ETF-a znajdzie się poniżej poziomu wykonania, czyli w tym wypadku poniżej 540$.
Jeśli tak się jednak nie stanie, to inwestor nie kupi co prawda jednostek ETF, ale zysk z wystawienia opcji (5.32$ na sztukę) pozostanie w jego kieszeni. W takim wypadku można ponowić cały proces i wystawić kolejną opcję na kolejny miesiąc, zgarniając za to kolejną premię w wysokości około 5.32$ na sztukę, co daje kolejne 1.3% zysku w skali miesiąca.
Statystycznie takie opcje powinny być realizowane mniej więcej za drugim razem, a zatem mówimy o realnym dodatkowym zysku wynoszącym około 2.5% po dwóch miesiącach.
W ekstremalnym przypadku, gdyby jednak kurs ETF uparcie nie spadał poniżej poziomu wykonania opcji, a inwestor powtarzałby manewr z wystawieniem opcji, to i tak nie wyjdzie na tym specjalnie źle, bo 532$ x 12 miesięcy oznacza jakieś 12% zysku z samej premii, zanim jeszcze w ogóle udałoby się kupić jednostki ETF.
W tym czasie środki gotówkowe pozostają do dyspozycji inwestora, co oznacza, że przy tak wysokich stopach procentowych jak obecnie, sama gotówka leżąca u brokera w dolarach i czekająca na zakup jednostek ETF, będzie generowała w międzyczasie około 4.5% dodatkowego zysku bez jakiegokolwiek ryzyka. Inwestując tę gotówkę w krótkoterminowe obligacje T-Bills, można ten dodatkowy zysk podnieść jeszcze bardziej do poziomu powyżej 5%, ale tu coraz bardziej przestajemy już mówić o inwestowaniu pasywnym.
Chociaż, z drugiej strony, taki manewr (wystawienie nowych opcji i kupno nowej serii miesięcznych obligacji) wymaga od inwestora poświęcenia zaledwie pięciu minut raz na miesiąc; więc ciągle jest to niewielki nakład dodatkowej pracy, który przynosi kilka dodatkowych punktów procentowych zysku w skali roku.
Zobacz, jak kupić ETF przy pomocy opcji na platformie IBKR
Więcej na temat działania opcji można znaleźć w darmowym Kompendium Opcyjnym.
Więcej o inwestowaniu w amerykańskie obligacje rządowe pisałem w tym potężnym przewodniku oraz pokazywałem w praktycznym materiałem wideo: Inwestowanie w obligacje krok po kroku
Inwestowanie w ETF na raty czy od razu za całość?
Decydując się nie tylko na inwestowanie pasywne, ale w ogóle na wejście ze swoimi inwestycjami na giełdę, stajemy przed dylematem, czy całą dostępna gotówkę zainwestować “na raz” (tzw. lump sum) czy może kupować akcje lub jednostki ETF na raty (tzw. DCA – dollar-cost averaging) uśredniając tym samym łączny koszt zakupu.
Logika, intuicja i komfort psychiczny podpowiadałby, żeby na rynek chodzić na raty i kupować akcje partiami, bo wtedy istnieje większa szansa na to, że uśrednimy cenę zakupu w dół. Fakty jednak przeczą tej tezie.
Przez dwie trzecie czasu rynki rosną, co oznacza, że inwestując całą kwotę w dowolnym momencie, mamy statystycznie większe prawdopodobieństwo tego, że trafimy akurat w okresy wzrostów, a nie w okresy spadków.
To ważne, bo im dłużej nasze środki pracują na giełdzie (i im szybciej tę pracę rozpoczynają), tym lepiej będzie działał procent składany, co przełoży się potem na wyższe zwroty. Mówiąc inaczej, im dłużej nie angażujemy naszych środków na giełdę, tym gorszy będzie potem wynik końcowy.
Analitycy z Vanguarda policzyli nawet, jak wyglądałyby te różnice z okresu 2000-2023 przy założeniu, że inwestujemy 100 000$ w indeks S&P 500, który w tym okresie przynosił średnio 8% zwrotu średniorocznego.
W wersji inwestowania na raz, okazuje się, że po 23 latach udałoby nam się wypracować 627 684$; ale przy inwestowaniu na raty byłoby to już tylko 529 693$. W dodatku ze średniorocznych 8% zrobiłoby się około 7.5%, bo pełne środki nie partycypowałyby w pierwszym roku inwestycji.
To udowadnia tylko, że statystycznie bardziej opłaca się zainwestować wszystkie swoje środki “na raz” niż rozkładać zakupy na mniejsze partie, licząc że kolejne transze akcji lub ETF-ów uda się kupić po lepszej cenie. Zazwyczaj się nie uda.
W zawodowym świecie, rządzonym przez Excel, od dawna statystyka ta jest już tajemnicą poliszynela, ale wśród inwestorów indywidualnych podjęcie takiej decyzji ciągle stanowi psychologiczną trudność, ponieważ położenie w jednym zakładzie wszystkich swoich pieniędzy na stół wydaje się mocno ryzykowne i mało komfortowe.
Z matematyką jednak ciężko dyskutować, a ona mówi, że to właśnie metoda tzw. lump sum, czyli wykładania całej kwoty na raz, będzie bardziej dochodowa w dłuższym terminie.
Dla kogo dobre będzie inwestowanie pasywne w ETF?
Inwestowanie aktywne na giełdach zagranicznych często działa na wyobraźnię. Dzisiaj rachunek maklerski można otworzyć za darmo w ciągu kilku minut, bez wychodzenia z domu. Prowizje maklerskie i inne koszty transakcyjne są już na tyle marginalne, że dynamiczna alokacja aktywów nie stanowi żadnego problemu od strony technicznej.
Mimo tego jednak, statystyka pokazuje, że inwestorzy indywidualni (ale też zawodowe fundusze inwestycyjne) w większości przypadków nie są w stanie pobić benchmarku. Z tym faktem trudno się sprzeczać. I teraz, mając już diagnozę problemu, można pomyśleć o jego rozwiązaniu. Drogi do tego są dwie.
Uruchamiamy pokłady determinacji, konsekwencji, czasu i zaangażowania w to, żeby działania giełdy i całego tego inwestowania jednak porządnie się nauczyć licząc na to, że uda nam się dojść do granicy średniorocznego zysku w okolicach 20%, która dla większości osób będzie absolutnym maksimum do osiągnięcia w długim horyzoncie, lub…
Zadowalamy się zyskiem pasywnym dochodzącym do 15% rocznie, odpuszczamy inwestowanie aktywne, odpuszczamy tych kilka (potencjalnych) punktów procentowych zysku więcej, inwestujemy środki w fundusz ETF (lub w kilka różnych ETF), a uwolniony w ten sposób czas przeznaczamy na coś zupełnie innego.
Kwestia, na którą każdy musi sobie odpowiedzieć już samodzielnie.