Cześć wszystkim!
Kieruję do Was otwarte pytanie, co byście zrobili na miejscu poniższego projektu:
Projekt informatyczny, być może nawet open source i pro publico bono, jednak generujący jakiś przychód - ktoś musi opłacać serwery, domeny oraz pracę ludzi. I teraz:
1. Chciałbym, aby pewna pula akcji była dostępna dla wszystkich pracowników, włącznie z ewentualną dywidendą, ale co z pracownikami, gdy z tej firmy odejdą, czy powinni handlować akcjami lub czy powinni być automatycznie wykupieni przez pakiet większościowy.
2. Jest oczywiście lista zadań, aby zbudować i rozwinąć projekt i za wykonanie zadania chciałbym przydzielać akcje za wykonanie zadania.
Chodzi o to, żeby zachować pewną niezależność, ale jednocześnie dać odpowiednio dużą wędkę dla pracowników podejmujących się działań.
Pewne pomysły mam, ale nie chcę ich sugerować, o ile już samym opisem ich nie zasugerowałem. ;-) Mieliście już podobne doświadczenia? Macie może jakieś pomysły?
Rodzaje spółek akcyjnych - pomysły na zdefiniowanie projektu
Re: Rodzaje spółek akcyjnych - pomysły na zdefiniowanie projektu
Pytanie pomocnicze: a w jaki sposób będą wyceniane te akcje? Tzn. co będzie składało się na ich aktualną wartość? Rozumiem, że pierwotnie będzie jakaś cena emisyjna, ustalona na przykład na bazie wniesionego kapitału zakładowego, ale na jakiej podstawie potem cena akcji będzie rosła/spadała? Skąd pracownicy będą mieli pewność, że wynagrodzenie ich takimi akcjami spółki poskutkuje tym, że w przyszłości będą mogli sprzedać je po wyższej cenie? I sprzedać komu? Czy spółka zobowiąże się do ich bezwzględnego odkupienia w przyszłości? A jeśli tak, to po jakiej cenie?
Re: Rodzaje spółek akcyjnych - pomysły na zdefiniowanie projektu
To nie jest oryginalny problem, a popularnym rozwiązaniem jest vesting.
Re: Rodzaje spółek akcyjnych - pomysły na zdefiniowanie projektu
Jeżeli spółka nie jest notowana na giełdzie to mechanizm oparty o akcje trochę nie ma sensu, bo są bezwartościowe dla pracowników.
Znam poniższe mechanizmy "motywacyjne":
1. Mechanizm oparty o partycypacji w zyskach zakłada, że na koniec roku stałą część zysku netto firmy przeznacza się na bonusy dla pracowników. Warunkiem ich uzyskanie jest przepracowanie całego roku. W marcu-czerwcu następnego roku np.20% zysku netto wypłaca się pracownikom jako bonus, proporcjonalnie do pensji uzyskanych w danym roku.
2. Mechanizm oparty o Pracowniczy Program Emerytalny działał w ten sposób, że jeżeli pracowałeś w firmie odpowiednio długo (np. 2-3 lata) mogłeś przystąpić do planu w którym pracodawca wpłacał równowartość 7% twojej pensji do funduszy inwestycyjnego. Jak odchodziłem z firmy to zażyczyłem sobie przelania kasy na IKE. W ten sposób można było przekroczyć limit wpłat na IKE.
3. W wielu urzędach czy firmach jest dodatek stażowy. Do swojej pensji, wynikającej z grupy zaszeregowania dostajesz dodatek w procentach równy ilości lat przepracowanych w firmie. Pracujesz 5 lat to masz pensja+5%. Pracujesz 20lat to masz pensja plus 20%. Do tego "nagrody jubileuszowe" za przepracowanie 10, 20, 30lat.
Znam poniższe mechanizmy "motywacyjne":
1. Mechanizm oparty o partycypacji w zyskach zakłada, że na koniec roku stałą część zysku netto firmy przeznacza się na bonusy dla pracowników. Warunkiem ich uzyskanie jest przepracowanie całego roku. W marcu-czerwcu następnego roku np.20% zysku netto wypłaca się pracownikom jako bonus, proporcjonalnie do pensji uzyskanych w danym roku.
2. Mechanizm oparty o Pracowniczy Program Emerytalny działał w ten sposób, że jeżeli pracowałeś w firmie odpowiednio długo (np. 2-3 lata) mogłeś przystąpić do planu w którym pracodawca wpłacał równowartość 7% twojej pensji do funduszy inwestycyjnego. Jak odchodziłem z firmy to zażyczyłem sobie przelania kasy na IKE. W ten sposób można było przekroczyć limit wpłat na IKE.
3. W wielu urzędach czy firmach jest dodatek stażowy. Do swojej pensji, wynikającej z grupy zaszeregowania dostajesz dodatek w procentach równy ilości lat przepracowanych w firmie. Pracujesz 5 lat to masz pensja+5%. Pracujesz 20lat to masz pensja plus 20%. Do tego "nagrody jubileuszowe" za przepracowanie 10, 20, 30lat.
Re: Rodzaje spółek akcyjnych - pomysły na zdefiniowanie projektu
Na wstępie dzięki wielkie za komentarze; po kolei:
I tak, tak sobie pomyślałem, że najlepiej będzie zacząć od "podzielenia" wniesionego kapitału zakładowego, czyli na starcie będą to akcje groszowe, ale każde wykonane zadanie byłoby wyceniane przez autora zadania (ile spędził czasu i ile się płaci na rynku pracy za tę powiedzmy godzinę pracy) i radę nadzorczą (która nota bene za swój udział też dostanie akcje, tak przewiduję). Podejrzewam, że i tak znakomitą część zadań wykonam ja lub mój wspólnik lub zwyczajnie zapłacimy za te usługi. Taki pracownik/zleceniobiorca będzie miał wybór - wejść do spółki i (być może) dostać mniej hajsu lub wcale, ale dostać więcej akcji lub otrzymać pieniądze i się "rozstać". Chodzi o wędkę - chcesz być partnerem to zrób zadania. To też naturalny odsiew ewentualnych zainteresowanych, co tylko gadają dla gadania.
Suma wycen tych wszystkich zadań stanowiłaby cel pod kątem wejścia na giełdę (IPO) - jeśli ktoś wykonał 1% zadań i mieści się to w uśrednionej kwocie, powiedzmy 10000zł to celem jest kapitalizacja spółki na poziomie 1 mln zł. I wtedy de facto taki pracownik będzie mógł realizować zyski, decydować kiedy aktywnie podejmuje się zadań i zwiększa udział w firmie, a kiedy wychodzi ze spółki i sprzedaje akcje na giełdzie.
Na giełdę oczywiście rzucamy jakiś pakiet akcji, który ma być zastrzykiem gotówki na dalszy rozwój projektu.
Zakładam, że w fazie początkowej, spółka może wykupić akcje, ale za cenę bazującą na kapitale zakładowym (więc groszowo). Po wejściu na giełdę może wykupić cenę, ale raczej po tej cenie z rynku ;)
Kapitał zakładowy może się zwiększyć oczywiście z początkowego do momentu wejścia na giełdę i nawet dobrze by było, żeby tak się stało - leży to w interesie obu stron. Reasumując raczej nie przewidywałem bezwzględnego wykupywania akcji, ale tu może się mylę.
Tak czy inaczej jest to wersja projektu idąca bardzo w komercję, zamiast w "pro publico bono".
W wersji "pro publico bono" raczej skupiałbym się na ewentualnym wypłacaniu dywidend z zysków, które jednak byłyby znacznie mniejsze. Używam cudzysłowu, bo wiadomo jaka jest definicja tego sformułowania. Ta dywidenda byłaby raczej rekompensatą, nagrodą pocieszenia niż wynagrodzeniem.
Osobiście znam tylko dwa projekty, oba programistyczne. Sęk w tym, że w obydwóch projektach były środki na wykupienie "leniwego" pracownika, który przestał dorzucać do pieca projektu swoimi zadaniami. W pierwszym przypadku z kickstartera, w drugim od inwestora. My w tej fazie bardzo początkowej raczej nie możemy liczyć na jedno i drugie i bardziej jesteśmy skoncentrowani na działaniu, bo intuicja nam podpowiada, że szybciej to zrobimy niż zdobędziemy środki na to by to realizować.
Ad.1. tutaj może być programista początkujący, który rok czasu pracował nad jednym zadaniem, a drugi zrobi 10 zadań i co? dostanie ten sam bonus?
Ad.2. W sumie właśnie - zakładamy, że mniej będzie księgowości przy rozdawaniu akcji niż liczeniu komuś np. jakiś tam PPK (do których zresztą nikt w projekcie nie jest przekonany).
Ad.3. Staż to jest największa pułapka w software house'ach. Przykładem jest np. Creative Assembly, produkująca znane strategie serii Total War. W tej firmie jest zasada promowania ludzi stażem, co blokuje rozwój gier, co zresztą widać po produkcie. Masa ludzi odchodzi z tej firmy dlatego, że zakiszony programista na wysokiej pozycji nie podejmuje odważnej decyzji o zmianach, bo jest w swojej strefie komfortu. W programowaniu niestety tak jest, że czasem przychodzi ktoś błyskotliwy i rozwiązuje problemy dosłownie paroma linijkami kodu. Stąd ciężko o uczciwą wycenę wkładu pracy, więc podział na zadania per akcje uznałem za szybsze i prostsze.
Chodzi też o to, że mamy swoje grono fanowskie (tak to nazwijmy roboczo), które chętnie doradza, ale niechętnie bierze się za pracę. Akcje mogłyby też dać sygnał, że ok, weźmiemy pod uwagę pomysły, bo jesteś akcjonariuszem. Fani dopóki nie są klientami nie mają wpływu na wygląd projektu, a potrafią tylko zamieszać w głowach. ;)
Pytanie oczywiście na ile jest to Waszym zdaniem realne - jeśli chodzi o akcje to są one też dobrym wyznacznikiem udziału człowieka w danym projekcie - może to nawet przedstawić np. pracodawcy na piśmie - np. 30% kodu jest mojego autorstwa, co uważam jest dużą cechą wyróżniająca nasz projekt na tle innych open-sourcowych, pro publico, grupowych, etc. projektów.
Na wstępie chodzi o to, że w programowaniu jest ciężko wycenić ile czasu zajmie dane zadanie, a także swoje umiejętności. Projekt jest grupowy (choć ilość ludzi zaangażowanych jest mała) i celem jest w miarę sprawiedliwy podział zysków z wkładu pracy. Po prawdzie już widzę, że jedni pracują wolniej, inni szybciej, z jakością też bywa różnie, ale tutaj działa definition of done.Tomek pisze: ↑20 lis 2020, 15:04Pytanie pomocnicze: a w jaki sposób będą wyceniane te akcje? Tzn. co będzie składało się na ich aktualną wartość? Rozumiem, że pierwotnie będzie jakaś cena emisyjna, ustalona na przykład na bazie wniesionego kapitału zakładowego, ale na jakiej podstawie potem cena akcji będzie rosła/spadała? Skąd pracownicy będą mieli pewność, że wynagrodzenie ich takimi akcjami spółki poskutkuje tym, że w przyszłości będą mogli sprzedać je po wyższej cenie? I sprzedać komu? Czy spółka zobowiąże się do ich bezwzględnego odkupienia w przyszłości? A jeśli tak, to po jakiej cenie?
I tak, tak sobie pomyślałem, że najlepiej będzie zacząć od "podzielenia" wniesionego kapitału zakładowego, czyli na starcie będą to akcje groszowe, ale każde wykonane zadanie byłoby wyceniane przez autora zadania (ile spędził czasu i ile się płaci na rynku pracy za tę powiedzmy godzinę pracy) i radę nadzorczą (która nota bene za swój udział też dostanie akcje, tak przewiduję). Podejrzewam, że i tak znakomitą część zadań wykonam ja lub mój wspólnik lub zwyczajnie zapłacimy za te usługi. Taki pracownik/zleceniobiorca będzie miał wybór - wejść do spółki i (być może) dostać mniej hajsu lub wcale, ale dostać więcej akcji lub otrzymać pieniądze i się "rozstać". Chodzi o wędkę - chcesz być partnerem to zrób zadania. To też naturalny odsiew ewentualnych zainteresowanych, co tylko gadają dla gadania.
Suma wycen tych wszystkich zadań stanowiłaby cel pod kątem wejścia na giełdę (IPO) - jeśli ktoś wykonał 1% zadań i mieści się to w uśrednionej kwocie, powiedzmy 10000zł to celem jest kapitalizacja spółki na poziomie 1 mln zł. I wtedy de facto taki pracownik będzie mógł realizować zyski, decydować kiedy aktywnie podejmuje się zadań i zwiększa udział w firmie, a kiedy wychodzi ze spółki i sprzedaje akcje na giełdzie.
Na giełdę oczywiście rzucamy jakiś pakiet akcji, który ma być zastrzykiem gotówki na dalszy rozwój projektu.
Zakładam, że w fazie początkowej, spółka może wykupić akcje, ale za cenę bazującą na kapitale zakładowym (więc groszowo). Po wejściu na giełdę może wykupić cenę, ale raczej po tej cenie z rynku ;)
Kapitał zakładowy może się zwiększyć oczywiście z początkowego do momentu wejścia na giełdę i nawet dobrze by było, żeby tak się stało - leży to w interesie obu stron. Reasumując raczej nie przewidywałem bezwzględnego wykupywania akcji, ale tu może się mylę.
Tak czy inaczej jest to wersja projektu idąca bardzo w komercję, zamiast w "pro publico bono".
W wersji "pro publico bono" raczej skupiałbym się na ewentualnym wypłacaniu dywidend z zysków, które jednak byłyby znacznie mniejsze. Używam cudzysłowu, bo wiadomo jaka jest definicja tego sformułowania. Ta dywidenda byłaby raczej rekompensatą, nagrodą pocieszenia niż wynagrodzeniem.
Tak, ale w internetach jest właściwie sama teoria, mi też chodzi o praktykę.
Osobiście znam tylko dwa projekty, oba programistyczne. Sęk w tym, że w obydwóch projektach były środki na wykupienie "leniwego" pracownika, który przestał dorzucać do pieca projektu swoimi zadaniami. W pierwszym przypadku z kickstartera, w drugim od inwestora. My w tej fazie bardzo początkowej raczej nie możemy liczyć na jedno i drugie i bardziej jesteśmy skoncentrowani na działaniu, bo intuicja nam podpowiada, że szybciej to zrobimy niż zdobędziemy środki na to by to realizować.
Thorwald pisze: ↑21 lis 2020, 20:19Jeżeli spółka nie jest notowana na giełdzie to mechanizm oparty o akcje trochę nie ma sensu, bo są bezwartościowe dla pracowników.
Znam poniższe mechanizmy "motywacyjne":
1. Mechanizm oparty o partycypacji w zyskach zakłada, że na koniec roku stałą część zysku netto firmy przeznacza się na bonusy dla pracowników. Warunkiem ich uzyskanie jest przepracowanie całego roku. W marcu-czerwcu następnego roku np.20% zysku netto wypłaca się pracownikom jako bonus, proporcjonalnie do pensji uzyskanych w danym roku.
2. Mechanizm oparty o Pracowniczy Program Emerytalny działał w ten sposób, że jeżeli pracowałeś w firmie odpowiednio długo (np. 2-3 lata) mogłeś przystąpić do planu w którym pracodawca wpłacał równowartość 7% twojej pensji do funduszy inwestycyjnego. Jak odchodziłem z firmy to zażyczyłem sobie przelania kasy na IKE. W ten sposób można było przekroczyć limit wpłat na IKE.
3. W wielu urzędach czy firmach jest dodatek stażowy. Do swojej pensji, wynikającej z grupy zaszeregowania dostajesz dodatek w procentach równy ilości lat przepracowanych w firmie. Pracujesz 5 lat to masz pensja+5%. Pracujesz 20lat to masz pensja plus 20%. Do tego "nagrody jubileuszowe" za przepracowanie 10, 20, 30lat.
Ad.1. tutaj może być programista początkujący, który rok czasu pracował nad jednym zadaniem, a drugi zrobi 10 zadań i co? dostanie ten sam bonus?
Ad.2. W sumie właśnie - zakładamy, że mniej będzie księgowości przy rozdawaniu akcji niż liczeniu komuś np. jakiś tam PPK (do których zresztą nikt w projekcie nie jest przekonany).
Ad.3. Staż to jest największa pułapka w software house'ach. Przykładem jest np. Creative Assembly, produkująca znane strategie serii Total War. W tej firmie jest zasada promowania ludzi stażem, co blokuje rozwój gier, co zresztą widać po produkcie. Masa ludzi odchodzi z tej firmy dlatego, że zakiszony programista na wysokiej pozycji nie podejmuje odważnej decyzji o zmianach, bo jest w swojej strefie komfortu. W programowaniu niestety tak jest, że czasem przychodzi ktoś błyskotliwy i rozwiązuje problemy dosłownie paroma linijkami kodu. Stąd ciężko o uczciwą wycenę wkładu pracy, więc podział na zadania per akcje uznałem za szybsze i prostsze.
Chodzi też o to, że mamy swoje grono fanowskie (tak to nazwijmy roboczo), które chętnie doradza, ale niechętnie bierze się za pracę. Akcje mogłyby też dać sygnał, że ok, weźmiemy pod uwagę pomysły, bo jesteś akcjonariuszem. Fani dopóki nie są klientami nie mają wpływu na wygląd projektu, a potrafią tylko zamieszać w głowach. ;)
Pytanie oczywiście na ile jest to Waszym zdaniem realne - jeśli chodzi o akcje to są one też dobrym wyznacznikiem udziału człowieka w danym projekcie - może to nawet przedstawić np. pracodawcy na piśmie - np. 30% kodu jest mojego autorstwa, co uważam jest dużą cechą wyróżniająca nasz projekt na tle innych open-sourcowych, pro publico, grupowych, etc. projektów.