Co to są i jak kupić obligacje rządowe lub korporacyjne?
Obligacje to papiery wartościowe, które stwierdzają, że ich emitent jest dłużnikiem osoby kupującej od niego obligacje. Obligacja jest więc niczym innym, jak formą umowy pożyczki. Emitentem, czyli pożyczkobiorcą, może być rząd, władze miasta lub firma. Osobą kupującą obligację, czyli udzielającą pożyczki emitentowi, może być inwestor indywidualny, spółka, fundusz czy nawet bank centralny.
Obligacje sprzedawane są inwestorom na określony czas w zamian za obietnicę ich spłaty w przyszłości w kwocie zakupu obligacji powiększonej o wypłacane regularnie odsetki. Wysokość odsetek, nazywana kuponem, może być stała lub zmienna. Większość amerykańskich obligacji posiada określony termin wykupu i stałą wysokość wypłacanych odsetek.
Przykładowo, spółka ABC emituje dziesięcioletnie obligacje o wartości 1000 USD (tzw. face value) z odsetkami 5%. Osoba, która kupuje te obligacje na rynku pierwotnym, płaci za nie wartość nominalną, czyli 1000 USD. Od tego momentu, przez najbliższych dziesięć lat osoba ta będzie uprawniona do tego, aby regularnie rok po roku otrzymywać 50 USD (5% kuponu od wartości nominalnej 1000 USD). Po dziesięciu latach spółka ABC odkupi od inwestora jego obligacje po cenie ich emisji, czyli po 1000 USD. Przez ten czas jednak, inwestor uzbiera łącznie 500 USD, a więc osiągnie zysk w wysokości 50%, czyli 5% rocznie. Chyba, że wcześniej postanowi pozbyć się obligacji.
Handel na rynku wtórnym
Wszystkimi obligacjami można handlować na rynku wtórnym już po ich pierwotnej emisji. Dokładnie tak samo jak dzieje się to w przypadku akcji. Za pośrednictwem sieci brokerów w dowolnym momencie można więc poprzez platformę transakcyjną odsprzedać zakupione obligacje zarówno rządowe jak i korporacyjne, bez względu na to, jak dużo czasu pozostało jeszcze do terminu ich wygaśnięcia.
Cena obligacji na rynku wtórnym zmienia się jednak w czasie rzeczywistym. Emitent ma co prawda obowiązek w dniu wygaśnięcia obligacji odkupić je po ich cenie nominalnej, ale w międzyczasie kursem obligacji w drugim obiegu rządzi rynek.
Premia i dyskonto
W zależności od kondycji emitenta, od nastrojów na rynku, od wysokości aktualnych stóp procentowych czy od sytuacji w całej gospodarce, cena obligacji na rynku wtórnym może odbiegać od ceny nominalnej o kilka, kilkanaście czy w skrajnych przypadkach nawet o kilkadziesiąt procent.
Wpływ na to ma przede wszystkim prawdopodobieństwo tego, czy emitent za tych kilka lub kilkanaście lat będzie w stanie faktycznie spłacić swoje obligacje. Drugorzędne znacznie będzie miało wypłacanie 5% odsetek rocznie, gdy na koniec okresu okaże się, że emitent nie posiada w firmowej kasie środków, aby odkupić od inwestorów całość obligacji po ich cenie nominalnej.
Gdy pierwsze sygnały pogarszającej się sytuacji w firmie zaczynają się pojawiać, obecni posiadacze obligacji na wszelki wypadek pozbywają się ich na rynku wtórnym, godząc się często na otrzymanie niższej, ale pewnej ceny już dzisiaj.
W przypadku obligacji kupionych po cenie 100 USD trzy lata temu i w momencie pojawiania się niepokojących informacji ze spółki, inwestor może próbować sprzedać te obligacje nawet po 90 USD, aby tylko wyjść z inwestycji i zapobiec dalszemu pogarszaniu się sytuacji. W takim wariancie i tak będzie 5 USD na plusie, które zdążył uzbierać przez ostatnie trzy lata z samych wypłacanych odsetek. Nie jest to oczywiście sytuacja idealna z punktu widzenia inwestora, ale w tym momencie jego celem nie jest już maksymalizowanie zysków, lecz minimalizowanie ryzyka i jak najszybsze wyjście z wątpliwej inwestycji.
W sytuacji, gdy cena na rynku wtórnym jest niższa niż cena nominalna, mówi się, że mamy do czynienia z sytuacją, w której występuje dyskonto. Gdyby cena obligacji na rynku wtórnym była wyższa niż cena nominalna, mówilibyśmy o premii. Kto jednak miałby interes w tym, żeby kupować obligacje po cenie wyższej niż ich cena nominalna, czyli po cenie wyższej niż w przyszłości odkupi je ich emitent?
To zależy od wielu czynników, ale głównym z nich jest aktualna wysokość stóp procentowych. Jeśli spółka czy rząd wyemitowała obligacje o oprocentowaniu 8%, ale zrobiła to trzynaście lat temu, gdy stopy procentowe były wysokie, to dzisiaj w sytuacji niskich stóp, takie obligacje byłyby prawdziwą gratką dla inwestorów.
Rynek nie dopuszcza do pojawienia się aż takich okazji, więc bardzo prawdopodobne byłoby, że ceny tych obligacji na rynku wtórnym wzrosłyby co najmniej do poziomu 103 USD, co oznaczałoby 3% premii ponad wartość nominalną. W efekcie w ujęciu jednego roku takich obligacjach dałoby się zarobić 5%, czyli tyle, co oferują inne konkurencyjne obligacje emitowane już w sytuacji niskich stóp procentowych.
Ryzyko niewypłacalności
Im mniej wiarygodny emitent, tym większe ryzyko niewykupienia obligacji w terminie lub niewypłacenia odsetek w międzyczasie. Naturalnie rząd USA posiada większą wiarygodność kredytową niż rząd Sri Lanki. Dlatego rząd USA proponuje inwestorom kupon w wysokości, powiedzmy, 3% i takie obligacje znajdują nabywców. Gdyby jednak rząd Sri Lanki zaproponował podobnie niskie oprocentowanie, to na obligacje tego typu znalazłoby się niewielu chętnych. Dlatego ogólną prawidłowością jest to, że im większe ryzyko niewypłacalności, tym większe oprocentowanie obligacji emitenci muszą zaproponować, żeby skusić inwestorów do zakupu swojego długu.
Podobnie rzecz dzieje się w przypadku spółek prywatnych czy publicznych i emitowanych przez nie obligacji korporacyjnych. Większą wiarygodnością i mniejszym ryzykiem będą charakteryzowały się obligacje firmy Coca-Cola (przez co będą miały niższy kupon odsetkowy i wyższą cenę na rynku wtórnym) niż podejrzanej spółki, która powstała dwa tygodnie temu i twierdzi, że wynalazła lek na raka lub odkryła pokłady złota pod Wałbrzychem.
Indywidualnemu inwestorowi w praktyce bardzo trudno jest ochronić się przed niewypłacalnością emitenta w sposób inny niż dywersyfikując swoją ekspozycję na różne serie i różne podmioty, a także przeprowadzając regularną analizę sytuacji fundamentalnej pożyczkobiorców.
Ułatwiają to agencje ratingowe, takie jak Moody’s czy Standard & Poor’s, które analizują sytuację finansową emitentów i przyznają im odpowiednie ratingi z grubsza podzielone na tzw. investable i speculative. Pierwsza kategoria oznacza spółki, w które bez obaw można inwestować (rentowności 2-5%) a druga kategoria spółki mocno spekulacyjne (rentowności od 5% w górę). Dostęp do ratingów jest możliwy za pośrednictwem amerykańskich brokerów i kosztuje 1-2 dolary miesięcznie. Kwestią dyskusyjną jest jakość i wiarygodność ocen agencji ratingowych, jednak zdecydowanie warto brać to kryterium pod uwagę, ponieważ bazują na nim, np. fundusze emerytalne, które odpowiadają za kreowanie popytu i podaży.
Inwestorzy instytucjonalni mają tutaj do dyspozycji dodatkowe narzędzie, gdyż zabezpieczają się przy użyciu CDS-ów (Credit Default Swap), czyli mówiąc inaczej, kupują ubezpieczenie od niewypłacalności emitenta. W praktyce więc fundusz inwestycyjny mógłby kupić obligacje ryzykownej spółki, która wypłaca 8% odsetek i jednocześnie za 3% rocznie kupić CDS przenoszący ryzyko niewypłacalności emitenta obligacji na emitenta CDS-ów. W ten sposób powstaje pozycja niemalże wolna od ryzyka, która wypłaca 5% odsetek.
2008 rok pokazał jednak, że w skrajnych przypadkach nawet emitent CDS-ów potrafi być niewypłacalny (AIG) i potrzebuje pomocy rządowej. CDS-y jednak nie są dostępne na rynku publicznym, a zatem inwestorzy indywidualnie nie mają do nich dostępu.
Kupon vs. rentowność
Mówiąc o potencjalnym zysku z obligacji często obok siebie podawane są dwie wartości: kupon i rentowność (yield). Kupon zazwyczaj jest stały i jest to procentowe określenie wysokości odsetek wypłacanych każdego roku przez emitenta. Odsetki policzone są od wartości nominalnej, czyli od ceny emisyjnej obligacji, a zatem kupon jest stały i niezmienny. Chyba, że został uzależniony on, np. od zmiany stóp procentowych, ale w USA jest to rzadko spotykane.
Inaczej jest z poziomem rentowności (yield lub ask yield). Poziom rentowności zależy bowiem od trzech rzeczy: od wysokości kuponu, od aktualnej ceny obligacji na rynku wtórnym i od czasu, który pozostał do ich wykupu.
Obligacje o cenie emisyjnej 100 USD i kuponie 5% wyemitowane na 10 lat, będą miały rentowność na poziomie 5%. Tyle wyniesie bowiem średnioroczny zysk z tych obligacji. Zakładając jednak, że już pierwszego dnia po emisji cena obligacji na rynku wtórnym spada do 90 USD, to rentowność tych obligacji wzrośnie do 6.66%.
Stanie się tak, gdyż pomimo niezmiennego kuponu w wysokości 5%, dzisiaj nowy inwestor może nabyć te obligacje z dyskontem, czyli po 90 USD. Mimo tego, każda z tych obligacji przez następnych dziesięć lat będzie wypłacała 5% kuponu policzone od ceny nominalnej obligacji, a więc kupon wyniesie 10 x 5 USD. W dniu wygaśnięcia obligacji emitent odkupi je natomiast od inwestora także w cenie nominalnej, czyli 100 USD. Reasumując, inwestor kupujący obligacje po 90 USD, zarobił po dziesięciu latach 10 USD na samym wzroście ceny obligacji oraz uzbierał dodatkowo łącznie 50 USD z odsetek. Całkowity zysk z inwestycji wyniósł więc 60 USD. Odniesienie 60 USD zysku do kwoty zainwestowanej, czyli do 90 USD, oznacza więc 66.6% zysku w ciągu dziesięciu lat, a zatem roczna rentowność obligacji wynosi 6.66%.
Poziom ten oczywiście nie zostanie utrzymany przez cały czas trwania inwestycji, ponieważ będzie on zależał od zmieniającej się ceny na ryku wtórnym oraz od czasu, który pozostał jeszcze do wykupu, czyli do zapadalności obligacji.
W powyższym przykładzie, gdyby cena obligacji o wartości 100 USD na rynku wtórnym handlowana była z premią 2%, a czyli gdyby obligacje te były do kupienia po 102 USD, to ich rentowność wynosiłaby 4.7%, nawet pomimo stałych odsetek w wysokości 5% rocznie. W tym wypadku inwestor musiałby wydać na zakup obligacji 102 USD, po czym emitent odkupiłby od niego dług za 100 USD, na czym inwestor odnotowałby 2 USD straty. W międzyczasie jednak wpływy z odsetek wyniosły 50 USD. Odejmując od tego stratę 2 USD, zostaje zysk netto w wysokości 48 USD. Tutaj jednak zainwestowana kwota wynosiła 102 USD, a zatem 48 USD zysku na 102 USD, które zostały zainwestowane oznacza 47%, co podzielone na dziesięć lat daje roczną rentowność inwestycji w wysokości 4.7%.
Rola obligacji w portfelu
Obligacje korporacyjne o dobrych ratingach mogą pełnić rolę samoistnej inwestycji o stałym i przewidywalnym dochodzie. Są one szczególnie atrakcyjne dla osób, które potrzebują wypłacać z giełdy regularne kwoty o minimalnej zakładanej wysokości. Osoba, która „żyje z rynku”, co oznacza, że każdego miesiąca musi zapłacić określoną wysokość raty za leasing samochodu, kredytu za mieszkanie czy czesnego za studia dziecka, nie może pozwolić sobie na uzależnienie całego dochodu z giełdy wyłącznie od zmiennych akcji. Obligacje korporacyjne posiadają natomiast z góry znany harmonogram wypłat odsetek o określonej wysokości, dzięki czemu inwestor może bardzo precyzyjnie zaplanować swoje przyszłe przepływy finansowe.
Obligacje korporacyjne o spekulacyjnych ratingach mogą natomiast służyć celom… spekulacyjnym. Na rynku obligacji, podobnie jak na rynku akcji, kursami często rządzi sentyment. W momencie paniki i ucieczki inwestorów od ryzykownych aktywów, kursy obligacji korporacyjnych, zwłaszcza spółek słabszych, zaliczają gwałtowne przeceny. Często zdarza się zatem, że w takich momentach powstaje dość spore, czasem nawet kilkunastoprocentowe, dyskonto na obligacjach dobrych firm. Po odpowiedniej analizie i upewnieniu się, że spółka jest w stanie w ciągu najbliższych lat wypłacać odsetki, może to stanowić dobrą okazję inwestycyjną.
Obligacje rządowe stabilnych krajów, najczęściej rządu Stanów Zjednoczonych, bardzo często traktowane są natomiast nie jako oddzielna pozycja inwestycyjna, ale jako część taktycznej alokacji portfela inwestycyjnego. Mówiąc inaczej, obligacje rządowe towarzyszą inwestycjom w akcje z uwagi na ich ujemną korelację z rynkami akcyjnymi i dodatnią korelację z tzw. VIX-em (Volatility Index).
Ogólna prawidłowość bowiem jest taka, że gdy akcje rosną, to na rynku maleje zmienność, przez co ceny obligacji spadają (nikt nie potrzebuje instrumentów bezpiecznych, skoro jest bezpiecznie). Okresy spokoju są więc dobrym momentem na zrealizowanie zysków z akcji i realokowanie środków do obligacji rządowych, ponieważ w momencie, gdy na rynku wzrośnie zmienność, a akcje zaczną spadać, kapitał znowu popłynie do instrumentów bezpiecznych podbijając ceny obligacji rządowych.
Więcej na temat praktycznego wykorzystania obligacji można przeczytać w artykule: Inwestowanie w obligacje krok po kroku