Jak zarobić na turystach z Azji? Inwestycja w chińską branżę podróżniczą

Jak zarobić na turystach z Azji? Inwestycja w chińską branżę podróżniczą
Komentarze: 0
Skomentuj

Chiński sektor turystyczny jest obecnie warty prawie 500 miliardów dolarów. Druga najszybciej rozwijająca się gospodarka świata jest też na bardzo dobrej drodze, żeby stworzyć drugą najszybciej rozwijającą się branżę podróżniczą na świecie, zaraz za Ameryką. Według niektórych raportów Chiny w 2016 roku już zresztą wyprzedziły USA, jeśli chodzi o światowe źródło pochodzenia turystów. Czy da się na tym zarobić?

Na chińskich turystach oczywiście najprościej jest zbić fortunę otwierając w Paryżu kolejny sklep Louis Vuitton czy butik Hermès. Najlepiej na Polach Elizejskich, przez które każdego roku przewija się ponad dwa miliony Chińczyków, głównie z klasy wyższej. Jednak istnieje też nieco prostszy sposób.


O co chodzi z tą chińską turystyką?

Chińczycy zaczęli podróżować na potęgę, gdy tylko zaczął poprawiać się ich status materialny i ogólny poziom życia. W 2016 r. ponad 100 milionów Chińczyków przekroczyło Wielki Mur i zwiedziło kawałek świata. Te liczby rosną każdego roku w oszałamiającym tempie. Już teraz chińska branża turystyczna odpowiada za 10% chińskiego GDP, bijąc na głowę bankowość czy motoryzację. Widać to także poza granicami Chin.

Europejskie instytucje okrzyknęły nadchodzący rok 2018 rokiem chińskiej turystyki w Unii Europejskiej. Branża ze starego kontynentu robi wszystko, żeby przyciągnąć jeszcze więcej chińskich turystów z kieszeniami wypchanymi pieniędzmi. Każdego roku kilka milionów Chińczyków wybiera się także w podróż do USA. Największa grupa zwiedza jednak kraje sąsiedzkie, głównie Koreę, Japonię czy Tajlandię. O samym rynku wewnętrznym w Chinach nawet nie ma co wspominać, bo to jest potencjał jakich mało.

To prawda, że ciągle jeszcze niemal połowa Chińczyków udaje się w podróż w grupach zorganizowanych i korzysta z pomocy typowych biur podróży. Wynika to z tego, że spora część osób jedzie za granicę pierwszy raz, nie ma doświadczenia, nie zna języka. Dlatego potrzebują pomocy przy załatwieniu wizy oraz wszystkich innych formalności: przy zarezerwowaniu hotelu, przelotu, dopracowaniu programu wycieczki i tak dalej.

Teoretycznie miało by więc sens kupienie akcji właśnie takich tradycyjnych gigantów podróżniczych. Niestety typowe biura podróży swój boom przeżywają już od wielu lat, a ja nie jestem pierwszy, który odkrył potencjał tego sektora. Większość tradycyjnych chińskich firm zajmujących się organizacją wyjazdów dla swoich rodaków jest więc totalnie przewartościowana i w tym momencie nie nadaje się na rozsądny zakup.


Tourism 2.0

Skoro jednak połowa turystów korzysta z tradycyjnych biur, to naturalnie pojawia się pytanie, w jaki sposób ta druga połowa rezerwuje swoje przeloty czy noclegi? No cóż. Chińczycy coraz częściej robią to poprzez portale internetowe i aplikacje na telefony komórkowe.

Aplikacje mobilne to zresztą, obok turystyki, chyba najszybciej rozwijająca się gałąź chińskiej gospodarki. Coraz więcej Chińczyków używa ich żeby porozmawiać z rodziną i znajomymi, zamówić zakupy do domu, kupić bilet do kina czy właśnie zarezerwować wycieczkę za granicę.

Jedną z popularnych aplikacji, która to umożliwia, jest Tuniu.com – platforma założona w Pekinie w 2006, która od trzech lat obecna jest na amerykańskiej giełdzie NASDAQ.

Tuniu.com jednak nie ogranicza się do znajdowania przelotów czy hoteli. Oferuje także wycieczki zorganizowane, całe pakiety urlopowe i sporo innych dodatkowych usług związanych z wypoczynkiem.

Niech nikogo nie zwiedzie jej infantylny wygląd, bo Tuniu Corp to potężny biznes z ponad miliardem dolarów rocznego przychodu. Cukierkowy layout strony i aplikacji wynika po prostu ze specyficznych upodobań Azjatów. Taka kultura.


IPO w trudnych czasach

Tuniu Corp (symbol: TOUR) na giełdę weszło w 2014 roku i momentalnie wystrzeliło o ponad 200%. Jak się jednak potem okazało to był kiepski moment na IPO, bo w 2015 roku nastąpił mały krach na chińskim rynku i bańka pękła. Odłamkiem oberwało też Tuniu, ześlizgując się i wpadając w dwuletni trend spadkowy. To zresztą było nieuniknione i bez krachu na chińskiej giełdzie, bo firma startowała z poziomu totalnego przewartościowania.

Obecnie sytuacja wygląda jednak na opanowaną i wydaje się, że kurs osiągnął już ugruntowane dno w okolicach 8 USD za akcję, od którego w ciągu ostatniego roku odbił się trzykrotnie dochodząc najpierw do 10 USD w sierpniu 2016 i potem drugi raz do 9.60 USD w styczniu tego roku.

Wydawało się, że Tuniu Corp najgorsze ma już za sobą. Potem jednak firma opublikowała wyniki za 2016 rok (duża strata netto) i kurs znowu runął w okolice 8 USD. W tym momencie cena wynosi 8.30 USD za akcję.

Z pozoru więc Tuniu Corp nie wygląda na spółkę wartą inwestycji, ale… W 2017 roku firma spodziewa się spektakularnego odbicia i wzrostu przychodów aż o 55-60% tylko w pierwszym kwartale 2017 roku. Myślę, że warto na to postawić, bo jeśli te prognozy się spełnią, to kurs powinien dość gwałtownie wystrzelić.

Na początku marca notowania podbiła trochę pozytywna rekomendacja BUY wydana przez bank inwestycyjny Morgan Stanley, ale w dalszym ciągu nie jest to wzrost, który wynikałby z prognozowanego na cały 2017 rok średniego skoku przychodów o 50%. To w przypadku Tuniu Corp nie jest zresztą wygórowane oczekiwanie, bo spółka udowodniła już, że potrafi podwajać swoje przychody z roku na rok (2013 – 322 mln, 2014 – 570 mln, 2015 – 1,1 mld).

W dodatku obecna cena za akcje wydaje się uczciwa – PB wynosi 1.65, a PE -17, co jest poziomem o wiele niższym od konkurencyjnych firm w rodzaju Ctrip.com (PB 2.42, PE 49).


Going East

W myśl zasady: „kupuj akcje, kiedy leje się krew”, ja zdecyduję się na skromny pakiet akcji Tuniu Corp w wysokości 2-3% portfela. Zwłaszcza, że ten ruch wpisuje się w moją strategię powolnego przenoszenia się ze swoimi aktywami w kierunku Azji.

Jeśli ktoś natomiast czuje się niekomfortowo kupując akcje firmy, która aktualnie nie zarabia, to alternatywnie można oczywiście zainwestować w jakiś solidniejszy biznes z tej samej działki, np. w Ctrip.com (symbol na NASDAQ – CTRP), który od trzech lat znajduje się w pięknym trendzie wzrostowym. Tutaj jednak trzeba liczyć się z możliwą korektą w krótkim terminie.

Jeszcze innym rozwiązaniem jest zakup opcji na Tuniu Corp. To będzie doby pomysł w przypadku gdyby ktoś chciał zagrać wyłącznie pod publikację wyników za Q1. Ja jednak zdecyduję się na akcje, bo myślę o tej inwestycji w nieco dłuższym horyzoncie czasowym. Zwłaszcza, że spółka pierwszy zysk netto planuje osiągnąć dopiero w 2020 roku.


Aktualizacja 28.06.2017 r.

Po korekcie z połowy lipca akcje Ctrip.com (NASDAQ: CTRP) stały się łakomym kąskiem, na który sam się skusiłem.

Pisałem o tym niedawno w innym miejscu, ale powtórzę i tutaj powód, dla którego uważam, że Ctrip.com będzie faworytem chińskiej branży turystycznej w ciągu następnych lat:

Prognozy finansowe dla spółki na najbliższe lata:

Przychody:
2017 r. – 27,278.04 mln USD
2018 r. – 35,686.93 mln USD
2019 r. – 45,347.84 mln USD

Zysk netto:
2017 r. – 1,720.19 mln USD
2018 r. – 4,465.59 mln USD
2019 r. – 7,179.95 mln USD

Prawda, że oszałamiająca dynamika wzrostowa? Dodam jedynie, że przy obecnej cenie 53 USD za akcję, stosunek P/E dla 2017 roku wynosi 19,2; dla 2018 roku 7,5; a dla 2019 roku 4,8. Oznacza to, że aby za dwa lata utrzymać dzisiejszy stosunek P/E na poziomie 19, to w 2019 roku akcje musiałyby kosztować ponad 200 USD za sztukę, co oznacza wzrost ceny o 300%!

Następny artykuł w kategorii Pomysły
Pomysł na spekulacyjne zagranie przed głosowaniem nad losem Obamacare

Przeczytaj również

Wszystkie wpisy
Pozostałe
03.12.2024
Czy rynek naprawdę jest efektywny? Teoria akademicka kontra brutalna rzeczywistość
Czy rynek naprawdę jest efektywny? Teoria akademicka kontra brutalna rzeczywistość
Aktualności
28.08.2024
Skąd taka zmienność na giełdzie, czyli krótka historia o tym, jak japoński bank centralny zepsuł nam wakacje
Skąd taka zmienność na giełdzie, czyli krótka historia o tym, jak japoński bank centralny zepsuł nam wakacje