Dowiedz się jak zainwestować pieniądze wykorzystując certyfikaty inwestycyjne emitowane przez Raiffeisen Bank

Dowiedz się jak zainwestować pieniądze wykorzystując certyfikaty inwestycyjne emitowane przez Raiffeisen Bank
Komentarze: 2
Skomentuj

Certyfikaty inwestycyjne Raiffeisen BankCertyfikaty inwestycyjne to papiery wartościowe notowane na GPW, poświadczające, że klient wykupił udział w funduszu inwestycyjnym, który je wyemitował. Tyle teorii. W praktyce certyfikaty to takie same instrumenty finansowe jak akcje, tyle że ich cena nie odzwierciedla kursu spółki lecz kurs jakiegoś innego instrumentu bazowego (np. ropy, kawy czy indeksu z Japonii).

Certyfikaty wyceniane są na bieżąco w trakcie sesji giełdowej i można nimi handlować dokładnie tak samo, jak innymi papierami notowanymi na GPW. Zaletą certyfikatów jest fakt, że animator zapewnia im płynność. W każdym momencie handlu wystawiane są przeciwstawne zlecenia kupna i sprzedaży przy całkiem niskim spreadzie. Prowizja za ich zakup jest taka sama jak za zakup zwyczajnych akcji.

Dla kogo przeznaczone są certyfikaty inwestycyjne?

Certyfikaty inwestycyjne to, podobnie jak fundusze indeksowe ETF, świetny sposób na dywersyfikację portfela. Z tą różnicą, że ETF-ów na polskim rynku jest kilka, a certyfikatów kilkadziesiąt.

Za pośrednictwem certyfikatów możemy więc zainwestować w towary i surowce (np. w ropę, kukurydzę, soję, pszenicę, kawę, kakao, cukier, srebro, złoto, gaz ziemny czy olej napędowy) oraz w całe indeksy zagranicznych giełd (niemiecką, japońską, amerykańską, austriacką, francuską, rosyjską, a nawet kazachską czy turecką). Certyfikaty dają też możliwość pospekulowania na niektórych akcjach polskich i zagranicznych przy użyciu dźwigni finansowej.

Tutaj znajduje się pełna lista certyfikatów inwestycyjnych Raiffeisen notowanych na GPW:

Jaką przewagę mają certyfikaty inwestycyjne nad ETF-ami?

Przede wszystkim, można je kupić na polskiej GPW, także za pośrednictwem rachunku IKE, który zwolniony jest z tzw. podatku Belki. Certyfikaty notowane są na warszawskiej giełdzie praktycznie na takich samych zasadach jak akcje.

Dlatego certyfikaty inwestycyjne będą świetnym narzędziem do wszystkich inwestorów, którzy chcą się uniezależnić od polskiego rynku akcji i spróbować zdywersyfikować swój portfel o indeksy giełdowe innych krajów, także tych z poza Europy oraz o surowce i towary.

Drugą grupą inwestorów, która może wykorzystać certyfikaty do swoich celów są krótkoterminowi spekulanci. Certyfikaty często posiadają bowiem wbudowaną dźwignię finansową oraz możliwość gry na spadki (jednak dość ograniczoną).

Certyfikaty inwestycyjne wydawane przez Raiffeisen Bank dzielą się na kilka typów: tracker, short tracker, faktor i turbo

  • tracker – kurs certyfikatu odzwierciedla kurs instrumentu bazowego 1:1. Inaczej mówiąc, certyfikat typu tracker zachowuje się dokładnie tak samo, jak walor, który certyfikat ów naśladuje. Ten rodzaj certyfikatu nadaje się doskonale do inwestycji długoterminowych.
  • short tracker – kurs certyfikatu zachowuje się dokładnie odwrotnie niż kurs instrumentu bazowego. Jeśli kakao spada, kurs certyfikatu short tracker na kakao rośnie. Dzięki temu, kupując taki instrument, można grać na spadki danego waloru bazowego.
  • faktor – kurs certyfikatu zmienia się dwa albo trzy razy szybciej niż kurs instrumentu bazowego. Występuje tu efekt dźwigni finansowej, czyli inaczej lewara w postaci 1:2 lub 1:3. Trzeba jednak pamiętać, że dźwignia resetuje się po każdym dniu! Certyfikaty te nadają się więc wyłącznie do inwestowania krótkoterminowego. Przez to, że reset następuje codziennie, przy instrumentach, na których występują duże wahania, w skrajnych przypadkach można stracić nawet cały zainwestowany kapitał. Certyfikaty typu faktor absolutnie nie służą do inwestowania długoterminowego, a jedynie do szybkiej spekulacji lub gry pod publikację danych.

Last but not least…

Certyfikat Turbo – najbardziej zaawansowany i najbardziej niebezpieczny

Jednocześnie także najbardziej dochodowy rodzaj certyfikatu z wbudowanym mechanizmem dźwigni oraz poziomem knock-out (taki Stop Loss). W tym rodzaju certyfikatu również dość łatwo można stracić całość zainwestowanego kapitału. Przy certyfikatach turbo grać można zarówno na wzrosty, jak i na spadki instrumentu bazowego.

Cała konstrukcja działa mniej więcej tak: jeśli cena instrumentu bazowego wynosi 100 zł, a emitent ustalił poziom finansowania na 80% (czyli przyznał ci kredyt na zakup 80% wartości instrumentu), to możesz kupić ten certyfikat dopłacając jedynie brakujące 20 zł.

Załóżmy teraz, że poziom knock-out został ustawiony także na poziomie 80 zł. Jeśli więc kurs instrumentu spadnie ze 100 do 80 zł, to certyfikat ulega “knock-outowi” i jest automatycznie wykupywany przez emitenta. W takim wypadku inwestor traci swoje 20 zł, czyli całość realnie zainwestowanego kapitału.

Jeśli natomiast wartość instrumentu bazowego wzrośnie do, na przykład 120 zł, to inwestor sprzedaje certyfikat po tej właśnie cenie, inkasując łącznie 40 zł, czyli tak naprawdę podwajając swój kapitał początkowy i osiągając zysk 100%, przy ruchu instrumentu bazowego jedynie o 20% (wzrost kursu ze 100 na 120 zł). Od końcowego zysku trzeba będzie jeszcze odjąć drobne koszty finansowania pożyczki przez emitenta.

Podobnie jak przy certyfikatach typu faktor, nie polecam tego modelu nikomu, kto w stu procentach nie jest pewny, że wie co robi. Certyfikaty turbo nadają się raczej do spekulacji na stabilnych instrumentach. Przy walorach charakteryzujących się szalonymi wahaniami kursowymi, mechanizm knock-out może zostać szybko uruchomiony i z dużym hukiem błyskawicznie wylecimy z rynku.

Następny artykuł w kategorii Edukacja
Jak zarabiać na giełdzie przy użyciu różnych strategii inwestycyjnych

Przeczytaj również

Wszystkie wpisy
Pozostałe
03.12.2024
Czy rynek naprawdę jest efektywny? Teoria akademicka kontra brutalna rzeczywistość
Czy rynek naprawdę jest efektywny? Teoria akademicka kontra brutalna rzeczywistość
Aktualności
28.08.2024
Skąd taka zmienność na giełdzie, czyli krótka historia o tym, jak japoński bank centralny zepsuł nam wakacje
Skąd taka zmienność na giełdzie, czyli krótka historia o tym, jak japoński bank centralny zepsuł nam wakacje