Strategia surykatki raczej nie będzie dobrym pomysłem na nadchodzący rok
Są na tym świecie stworzenia, które na widok zagrożenia zamierają. Stają w bezruchu pomimo nadchodzącego niebezpieczeństwa, a im większymi krokami zbliża się zagrożenie, tym większy ogarnia je paraliż. Na szczęście surykatki są także stworzeniami gromadnymi i głośny sygnał ze strony lidera stada sprawia, że cała grupa w mgnieniu oka potrafi błyskawicznie rzucić się do panicznej ucieczki.
Brzmi jak historia z happy endem, ale często brak decyzyjności i brak woli do podjęcia trudnej decyzji o oderwaniu się od swojej gromady, kończy się dla surykatek tragicznie. Jest to o tyle zastanawiające, że małe surykatki są bardzo zwinne i technicznie nie ma żadnych przeszkód, aby w obliczu zbliżającego się niebezpieczeństwa, w ciągu dosłownie paru sekund, opuściły miejsce zagrożenia. Problem w tym, że nie pozwalają im na to silnie rozwinięte zachowania socjalne i przywiązanie do grupy. Psychologia tłumu, można by powiedzieć. Strach przed byciem pominiętym. Obawa o wykluczenie przy późniejszym podziale łupów.
Niech pierwszy rzuci kamieniem
Nie podejrzewam, żeby zbyt wiele surykatek czytało książkę nagrodzonego noblem doktora ekonomii Richarda Thalera opisującą największe błędy poznawcze w finansowym świecie, ale niechęć do podejmowania trudnych decyzji (na przykład o szybkim ucinaniu strat) jest niezaprzeczalnie jednym z nich.
W świecie giełdowym problem najczęściej pojawia się w przypadku, gdy inwestor osiąga już jakieś zyski z danej pozycji i kurs zaczyna zawracać. Wielu osobom trudno się pogodzić z tym, że jeszcze przed chwilą na koncie widniał zysk +15%, a dzisiaj jest to już tylko +5%. Plują sobie w brodę, że nie sprzedali akcji na górce i nie zdążyli zaksięgować tych kilkunastu procent zysku. Teraz już jednak za późno, żeby uciekać. Trzeba poczekać, aż kurs odbije znowu przynajmniej do tych +10%.
Tylko że kurs zamiast odbijać, spada do poziomu z dnia zakupu. Na scenę wkracza element targowania się z losem – jak tylko odbije do +5%, to zamknę żeby przynajmniej wyjść na jakikolwiek plus. Kurs jednak spada do -10%. Targowania się ciąg dalszy – teraz gra jest o to, żeby cena odbiła i żebym przynajmniej wyszedł na zero. Tym razem los się uśmiecha, a kurs rzeczywiście odbija wracając do punktu wyjścia. Jednak w tym miejscu warunki naszej umowy z losem zaczynają się ponownie zmieniać.
Skoro tak ładnie rośnie, to może nie warto zamykać przy poziomie zero, tylko poczekać jeszcze, aż pojawi się jakikolwiek zysk? Czemu by nie? Zaryzykujmy. I co? I nic. Zysk się oczywiście nie pojawia, a kurs chwilę później wali się na łeb na szyję, bo to nie jest Hollywood.
I wtedy, przy stracie -30%, kiedy jakiś samozwańczy lider internetowego stada ogłasza krach, kryzys, bessę lub jakikolwiek inny kataklizm, zapada decyzja o stadnym zamykaniu pozycji i ucieczce z giełdy.
Nie trzeba chyba dodawać, co potem dzieje się z kursem akcji, bo każdy kto jest odpowiednio długo na giełdzie dokładnie wie, co z kursem akcji dzieje się tuż po tym, jak akcje zostaną sprzedane z ogromną stratą.
No bo co innego może się dziać, skoro wszyscy sprzedający już pozbyli się swoich akcji? Kto dalej ma sprzedawać dołując w dalszym ciągu kurs, skoro nikt już nie został na rynku?
Obyś żył w ciekawych czasach
Okres szalonej dziesięcioletniej ekspansji po największym kryzysie naszych czasów dobiega końca. Gospodarka zwalnia. Kończy się pieniądz latami płynący z kasy banków centralnych, który pompował ceny aktywów na giełdzie. Zamyka się kurek z tanim kredytem przy niskich stopach. Firmy zaczynają mierzyć się z tzw. debt wall, czyli z koniecznością spłaty lub refinansowania swoich kredytów i obligacji, które zaciągnięte zostały w czasach zerowych stóp procentowych. No cóż, dzisiaj stopy są dalekie od zerowych, więc o korzystnych warunkach refinansowania można zapomnieć.
W 2019 roku sporo będzie się działo, od rozstrzygnięcia dotyczącego wojny handlowej pomiędzy USA i Chinami, przez wyjście lub niewyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, aż po potencjalne nowe cła i taryfy, które za sprawą jednego tweeta mogą wpłynąć na wydatki każdego gospodarstwa domowego jak świat długi i szeroki.
Do tego dołóżmy kompletną zmianę struktury rynku w ciągu ostatnich lat związaną z automatyzacją handlu, o której pisałem ostatnio w artykule na temat i co nam wychodzi?
Gigantyczna zmienność. Przedsmak mieliśmy w lutym, marcu, październiku i grudniu 2018 roku. Nadchodzących dwanaście miesięcy prawdopodobnie będzie wyglądało bardzo podobnie.
Tylko co z tym wszystkim wspólnego ma skromna surykatka, żyjąca sobie w spokoju na pustyni Kalahari, gdzie problem szalejących algo wars na parkietach Nowego Jorku jest problemem dość mocno, nazwijmy to, akademickim?
Otóż tak samo jak surykatka nie może zakopać się w bezpiecznej norze i spędzić tam całego życia (surykatka też ma swoje ambicje, plany, życie jakieś), tak samo inwestor nie może cały czas stać z boku trzymając pieniądze na bezpiecznej lokacie i oglądać przez szybkę, jak akcje Netfliksa przez następnych dziesięć lat rosną o kolejny tysiąc procent.
Teza, którą mozolnie staram się tu wyartykułować jest taka, że nikt nie powinien obawiać się uczestniczenia w pustynnym czy giełdowym życiu, pod warunkiem, że w dynamicznych czasach wielu zagrożeń, zarówno inwestorzy jak i surykatki będą na niebezpieczeństwo reagowali w sposób szybki i zdecydowany. Tako rzecze Zaratustra.
Co nam mówi księga?
Zostawmy już te nieszczęsne zwierzątka, ale co to wszystko oznacza z praktycznego punktu widzenia inwestora? Dwie rzeczy: selektywne podejście do spółek w portfelu i szybkie realizowanie zysków.
Selektywne podejście oznacza wybieranie naprawdę dobrych spółek. Naprawdę dobre spółki to takie, które spełniają trzy kryteria:
- Zyskowności, tj. mają rosnące przychody i zyski (oraz prognozy tych przychodów i zysków)
- Stabilności, tj. mają kuloodporny bilans księgowy, niskie zadłużenie, mało zobowiązań, sporo gotówki w kasie
- Wyceny, tj. ich akcje są aktualnie tanie w odniesieniu do swoich średnich historycznych.
Spełnienie tych warunków jest podstawą do tego, żeby akcje w ogóle znalazły się w portfelu (i w nim zostały).
Czynnik zyskowności czy stabilności finansowej nie zmieni się z tygodnia na tydzień. Spółka to biznes. Jeśli firma sprzedaje hamburgery i jej przychody oraz zyski rosną od czterdziestu lat, to ta sytuacja prawdopodobnie nie odwróci się o sto osiemdziesiąt stopni z dnia na dzień. To oczywiste, że pewne segmenty rynku czy nawyki konsumentów potrafią się zmieniać, w efekcie czego z czasem znikają z naszej świadomości całe serie produktów (walkmany, maszyny do pisania, aparaty na klisze). To jednak nie dzieje się w ciągu tygodnia, lecz w ciągu lat. Trzeba by tutaj naprawdę wybitnie spostrzegawczego inwestora, żeby przegapił, że produkty sprzedawane przez jego firmę znikają z rynku i żeby nie zdążył za wczasu pozbyć się akcji ich wytwórcy.
Podobnie sytuacja wygląda ze stabilnością finansową. Spółka o kapitalizacji stu miliardów dolarów nie zaciągnie w jednym momencie zobowiązania w banku na sto procent swojej wartości; nie podpisze w ciągu jednego dnia setki niekorzystnych umów; a bank centralny nie podniesie stóp procentowych o 5% i nie zwiększy dramatycznie kosztów obsługi zadłużenia firmy. Pogorszenie sytuacji finansowej to długi proces, który stopniowo zaczyna być widoczny na przestrzeni co najmniej kilku kwartalnych sprawozdań finansowych.
Natomiast czynnikiem, który potrafi się zmienić z tygodnia na tydzień, jest wycena akcji. Pod koniec grudnia 2018 r. spółka XYZ była niedowartościowana o 20%, ale dzisiaj po styczniowym odbiciu na giełdach, jej akcje mogą być już lekko przewartościowane. Firma ciągle zarabia pieniądze, cały czas generuje solidne przychody, wypracowuje zyski, ma dobre prognozy, jej sytuacja finansowa jest stabilna (bo co się mogło zmienić przez święta?), ale mimo tego firma nie będzie już dobrą inwestycją, bo zmienił się czynnik numer trzy.
Benjamin Graham, ojciec analizy fundamentalnej, powiedział kiedyś, że nawet dobra spółka kupiona po niewłaściwej cenie, będzie fatalną inwestycją. Idę o zakład, że facet przewraca się teraz w grobie widząc, że jego najpilniejszy uczeń wydał miliard dolarów na zakup akcji Apple po cenie 230 USD.
Zmierzam do tego, żeby uczulić, iż dzisiaj, kiedy jesteśmy raczej bliżej końca niż bliżej początku cyklu gospodarczego, strategia „kup i trzymaj” nie będzie optymalnym pomysłem. W sytuacji podwyższonej zmienności, na „szybszym” rynku o wiele lepiej sprawdzi się bardziej aktywna strategia polegająca na częstym rebalansowaniu portfela i regularnym wyrzucaniu z niego aktywów, które stały się przewartościowane, a jednocześnie na dokupowaniu tych, które stały się niedowartościowane. Warunkiem jest oczywiście, że wszystkie akcje spełniają wcześniej kryterium zyskowności i stabilności finansowej.
Spełnienie tych dwóch kryteriów jest szalenie istotne, ponieważ samo ślepe dokupowanie akcji kiepskiej firmy tylko dlatego, że ich cena jest nisko, nie będzie najbardziej błyskotliwą strategią inwestycyjną (ani najbardziej dochodową). Właściwie nigdy nie było.
Wyrzucanie z portfela akcji tylko dlatego, że ich kurs wzrósł też nie wróży sukcesu na przyszłość. Kluczem jest bowiem relatywna, a nie nominalna wycena akcji. Oceniając czy akcje są drogie czy tanie, nie powinniśmy więc patrzeć tylko na ich cenę giełdową, ale też na to, co za tę cenę dostajemy.
Przepis na sukces
Jakie konkretnie kryteria powinna spełniać spółka, aby trafić do portfela? Możliwości ich doboru jest wiele, ale jedne z podstawowych to:
Zyskowność:
- Czy przychody i zyski z ostatnich pięciu lat rosną?
- Czy prognozy przychodów i zysków na dwa lata do przodu rosną?
- Czy prognozowany wzrost EPS-ów wynosi minimum 10%?
- Czy cash-flow z działalności operacyjnej jest pozytywny i rośnie?
- Czy rentowność firmy rośnie albo przynajmniej nie spada z roku na rok?
Stabilność:
- Czy średnio ROA jest powyżej 10% a ROE powyżej 20%?
- Czy current ratio (stosunek aktywów do pasywów) przekracza 1.2?
- Czy debt-to-equity (stosunek długu do aktywów netto) nie przekracza 1.5?
- Czy interest coverage (zdolność do pokrycia EBIT-ą kosztu obsługi zadłużenia) mamy powyżej 4?
- Czy wskaźnik ryzyka bankructwa Ohlsona (lub inny) jest poniżej 1?
Wycena:
- Czy PE TTM znajduje się poniżej średniej/mediany z 3 ostatnich lat?
- Czy PS TTM znajduje się poniżej średniej/mediany z 5 ostatnich lat?
- Czy P/B TTM znajduje się poniżej średniej/medialny z 5 ostatnich lat?
- Czy P/FCF znajduje się poniżej średniej/medialny z 3 ostatnich lat?
- Czy średnia cena docelowa wg analityków znajduje się przynajmniej 20% powyżej ceny aktualnej?
To tylko przykładowe bazowe kryteria, których można użyć do filtrowania swoich aktywów. Do oceny stabilności finansowej firmy można też wykorzystać zamiennie jakiś jeden zbiorczy wskaźnik zbudowany z wielu różnych składowych. Jednym z najpopularniejszych jest, np. system scoringowy Piotroskiego, który pojedynczą liczbą opisuje całościową sytuację fundamentalną spółki.
Nasze rendez-vous
O tym, w jaki dokładnie sposób analizować i wybierać spółki pod kątem poszczególnych kryteriów oceniając je na podstawie popularnych i łatwo dostępnych wskaźników fundamentalnych, więcej opowiem w trakcie czwartkowego dwugodzinnego webinaru, który odbędzie się 24 stycznia o godzinie 19.00.
Webinar jest w całości darmowy. Wszystkich chętnych zapraszam do obejrzenia tego spotkania pod linkiem: https://www.tradingforaliving.pl/w-co-warto-inwestowac-w-2019-roku/
Obiecuję, że w trakcie webinaru nie będzie już niczego na temat surykatek.