Czas sporządzić listę zakupów, na której znajdą się świeże produkty z rynków wschodzących
Taki przynajmniej wniosek płynie z debaty ekonomistów i zawodowych inwestorów zorganizowanej przez tygodnik Barron’s. Fatalny rok dla rynków wschodzących, w którym sam chiński indeks spadł o ponad 35%, zaczyna stawać się dobrą okazją do sporządzenia listy zakupowej. Co powinno się na niej znaleźć według ekonomistów i przedstawicieli funduszy hedgingowych?
83% populacji żyje obecnie na terenach rynków wschodzących, z czego ponad połowa z nich należy do klasy średniej. Co to oznacza? Całą rzeszę głodnych, ambitnych i spragnionych konsumentów, którzy ciągną do góry sprzedaż wielu tamtejszych spółek. Dzisiaj te spółki są tańsze o kilkadziesiąt procent w porównaniu do końcówki zeszłego roku. To rodzi okazje. Wiele okazji.
W panelu wzięli udział, m.in:
Ruchir Sharma – ekonomista i dyrektor dywizji rynków wschodzących w Morgan Stanley oraz autor genialnej książki „Rise and fall of the nations”, która wylądowała w moim zestawieniu dziesięciu książek, które warto przeczytać.
Justin Leverenz – zarządzający 35 miliardami dolarów na rynkach rozwijających się z Oppenheimer Developing Markets
Richard Sneller – zarządzający z Baillie Gifford Emerging Markets Growth Fund, który pobił 96% konkurencji w ostatnich latach
Laura Geritz – zarządzająca Rondure Global Advisors skupiającego się wyłącznie na rynkach wschodzących
Czy to koniec czy dopiero początek przeceny?
Pierwszy wniosek, do którego doszli eksperci jest taki, że wyprzedaż na rynkach wschodzących zaszła zbyt daleko, sprawiając że na horyzoncie pojawiło się sporo dobrych spółek w dobrych cenach. Drugi wniosek niestety jest taki, że prawdopodobnie to jeszcze nie koniec spadków. Trzeci wniosek jest taki, że dwa pierwsze wnioski są właściwie dobrą wiadomością.
Katalizatorem do przeceny w tym roku był oczywiście silny dolar i rosnące stopy procentowe w USA. Jeśli inflacja dalej utrzyma się na obecnym poziomie, to FED będzie kontynuował politykę podnoszenia stóp i w pewnym momencie spora część inwestorów zda sobie sprawę, że jeśli może dostać 4% zysku rocznie inwestując w bezpieczne amerykańskie obligacje rządowe, to po co ma inwestować w ryzykowny dług z rynków wchodzących? To spowoduje dalszy odpływ kapitału.
Odpływ ten nastąpi jednak głównie z rynku długu, a nie z rynku akcyjnego. 4% oferowane na obligacjach USA nie skuszą nagle inwestorów żądnych 40% wzrostów na chińskich gigantach technologicznych. Zwłaszcza, że giganci ci stają się coraz tańsi, a przez to potencjał do odbicia jest tu coraz większy.
Uwagę ekonomistów i zarządzających zwrócił zwłaszcza fakt, że ostatnio bardzo mocno zaczęły obrywać już nie tylko spółki słabe i narażone na spowolnienie, ale także spółki o ekstremalnie silnych fundamentach i świetlanej przyszłości, takie jak Alibaba, Tencent czy Baidu. To zazwyczaj zwiastuje ostatnią fazę korekty.
Drugim argumentem za tym, że jesteśmy już blisko końca spadków jest fakt, że w tym momencie rozstrzał pomiędzy wycenami rynku amerykańskiego i reszty świata stał się już największy od 1990 roku.
Odpowiada za to oczywiście głównie spowolnienie w Chinach, jednak nikt nie spodziewa się tu dramatycznego krachu, ale raczej podtrzymywalnego wzrostu w okolicach 5% GDP w ciągu kolejnych pięciu lat. Media panikują, że chińska gospodarka zwalnia z 6.7 do 6.6%, ale nawet jeśli zwolni do 5%, to i tak Chiny ciągle będą odpowiedzialne za 30-40% światowego wzrostu.
Złota trójca Państwa Środka
Richard Sneller uważa, że Tencent (TCEHY) jest obecnie prawdopodobnie najtańszą solidną spółką na całych rynkach wschodzących, którą warto kupić.
Chińczycy ponad połowę swojego czasu spędzają w internecie w jednym z serwisów należącym do Tencenta. Ale serwisy internetowo to jedno. Tencent jest też największym na świecie producentem gier wideo, drugim największym na świecie systemem płatności mobilnych i drugim na świecie największym producentem aplikacji do wymiany wiadomości z ponad miliardem użytkowników.
Sneller uważa, że w ciągu kolejnej dekady ta firma będzie warta biliony dolarów.
Justin Leverenz dodaje do tego Alibabę (BABA), która posiada 80% światowego udziałów w największym rynku e-commerce. Jednak Alibaba staje się powoli także spółką z kategorii fintech, która próbuje zrewolucjonizować logistykę i sposób robienia zakupów poprzez całkowite wyeliminowanie z łańcucha sprzedaży sieci detalicznych. Idąc w ślady Amazona, Alibaba jest też obecnie największym dostawcą usług w chmurze na terenie Chin oraz zaczyna budować swoją własną fabrykę półprzewodników, aby stać się jak najbardziej samowystarczalna.
Geritz dodaje, że nie można zapominać o Baidu (BIDU), które jest już nie tylko chińskim Googlem, czyli dostawcą największej wyszukiwarki internetowej w kraju, ale też chińskim Netfliksem, a więc dostawcą treści multimedialnych online. W dodatku, podobnie jak Google, Baidu także zaczyna bardzo mocny nacisk kłaść na rozwój sztucznej inteligencji oraz autonomicznych samochodów elektrycznych.
Zdaniem zarządzających kolejnych dziesięć lat będzie należało do tych spółek tak samo jak poprzednich dziesięć należało do amerykańskich FAANG-ów.
Co z tą wojną handlową?
Wojna handlowa w dłuższym terminie nie powinna specjalnie zaszkodzić Chinom, ponieważ tamtejsza gospodarka w ostatnich latach dość mocno przestawiła się już z eksportu na konsumpcję wewnętrzną, nieuzależnioną od zachodnich odbiorców. Powinny na tym skorzystać głównie kraje ościenne, typu Wietnam, do którego w ramach dywersyfikacji amerykańscy wytwórcy przeniosą część produkcji.
Richard Sneller zauważa zresztą, że wojna handlowa to normalna kolej rzeczy. W dwudziestym wieku najpierw USA konkurowały z Europą, a potem ze Związkiem Radzieckim. Dzisiaj o swoje miejsce na świecie rozpychają się z Chinami.
Władimir Putin powiedział, że ten kto wygra wojnę o sztuczną inteligencję, ten wygra cały świat. To prawda. Dlatego USA tak mocno próbują bronić swojej własności intelektualnej przed kradzieżą jej przez Chiny.
Justin Leverenz dodaje, że dzisiaj 20-30% absolwentów najlepszych amerykańskich uczelni to Chińczycy, którzy specjalizują się w fizyce, matematyce i innych naukach ścisłych. Chiny mają więc wykształcone kadry, mnóstwo kapitału i kopalnię tzw. big data, z którym mogą zrobić wszystko. To rodzi ogromny potencjał na przyszłość dla chińskich spółek technologicznych.
Ruchir Sharma podkreśla, że zagrożeniem dla Chin może być natomiast ogromne zadłużenie, jednak Justin Leverenz zwraca uwagę, że jest to głównie zadłużenie lokalne, a deficyt fiskalny w stosunku do GDP jest jednym z najniższych na świecie, co pozostawia ogromne pole do manewru, jeśli kiedyś zaszłaby potrzeba, np. ratowania przez rząd lokalnych banków.
Ameryka Łacińska po wyborach
Brazylia i Meksyk. Oba kraje mają już niemalże nowych pragmatycznych prezydentów, których probiznesowe nastawienie powinno pomóc rynkowy. Zdaniem zarządzających Meksyk ma aktualnie nieco lepsze wyceny niż Brazylia, jednak i tu i tu widać światełko w tunelu.
Geritz obawia się tylko, że jeśli gospodarka USA zacznie zwalniać, to przełoży się to także na kondycję meksykańskich spółek. Jednak jej fundusz już teraz inwestuje mocno, chociażby w Wal-Mart de Mexico (WMMVY), który posiada świetną sytuację fundamentalną i praktycznie dominuje na rynku w całym kraju.
Jeśli chodzi o Brazylię, Sneller stawia przede wszystkim na Petroleo Brasileiro (PBR), gdyż pomimo ogromnego zadłużenia, uważa że w cenie spółki nie zostały jeszcze zdyskontowane nowe odkrycia naftowe. Według niego firma najgorsze czasy ma już za sobą i dzisiaj, dzięki restrukturyzacji i cięciom kosztów, przy aktualnej cenie ropy naftowej 80$ Petroleo zarabia o wiele więcej gotówki niż kilka lat temu przy cenie 110$.
Leverenz dodaje, że dobrym kandydatem do koszyka spółek energetycznych może być także rosyjski Novatek (NTVK), który jest dzisiaj drugim największym producentem gazu w kraju. Teza inwestycyjna opiera się na tym, że Chiny potrzebują coraz więcej stabilnych źródeł dostaw LNG w związku z tym, że kraj przestawia się na zużycie energii ze źródeł czystszych niż węgiel i ropa. Rosja jest naturalnym partnerem handlowym z najtańszym gazem na świecie.
Na jakie spółki stawiają poszczególni zarządzający?
Justin Leverenz: Alibaba (Chiny), Novatek (Rosja), Fomento Economico Mexicano (Meksyk)
Richard Sneller: Tencent Holdings (Chiny), Petroleo Brasileiro (Brazylia), Reliance Industries (Indie).
Laura Geritz: Yum China Holdings (Chiny), Philippine Seven (Filipiny), Aramex (ZEA), Baidu (Chiny)
Ruchir Sharma: Jego zdaniem należy pozbywać się spółek o dużej kapitalizacji i kupować wszystko inne, czyli np. retail z Europy Wschodniej czy spółki o małej kapitalizacji z Azji Południowo-Wschodniej.
Konsensus odnośnie jednej najlepszej spółki z rynków rozwijających się, w którą warto zainwestować na długie lata, to: Alibaba.
Rynki, których warto i nie warto unikać
Rynek, którego należy unikać, to przede wszystkim Turcja. Wpływa na to jej ogromna zależność od zagranicznego zadłużenia, zbyt luźna polityka monetarna i wysokie ceny ropy naftowej, które szkodzą Turcji będącej importerem. Problem z importem ropy naftowej (jeśli ceny nie spadną) będą miały tez Indie oraz Indonezja.
Natomiast całościowe gospodarki, na które warto zwrócić uwagę, to Brazylia, Meksyk i Europa Środkowo-Wschodnia.