Dwa pomysły na to, jak zarobić na Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej 2018
Lubię pomysły na inwestycje, w których widać na horyzoncie katalizator do zwiększenia zysków. Coś, co może sprawić, że firma szybko podpompuje przychody o 20%, a jej kurs wystrzeli jak z procy. Często ten katalizator jest dość mglisty, bez określonej konkretnej daty. W tym przypadku jednak data jest dokładnie znana. To przełom czerwca i lipca 2018 roku. Idealny czas na żniwa dla europejskiej firmy bukmacherskiej i dla rosyjskiej linii lotniczej.
Pomysł nr 1: Aeroflot
Aeroflot w 2017 roku był siódmą największą linią lotniczą w Europie pod względem przewiezionych pasażerów. Rosyjski przewoźnik obsłużył ponad 50 mln osób, co oznaczało wzrost o 15% względem 2016 r. Kolejny rok powinien okazać się jeszcze lepszy.
Katalizatorem jest oczywiście fakt, że rosyjskie miasta, w których odbędą się mecze, są od siebie oddalone o dość spore dystanse. Odległość pomiędzy Jekaterynburgiem a Soczi wynosi prawie trzy tysiące kilometrów. Samochodem to czterdzieści godzin jazdy, a pociągiem… dwa dni. Samolot pokonuje ten dystans w trzy godziny i kosztuje tylko 500 zł. To akceptowalna cena, nawet dla lokalnych sportowych turystów podróżujących po kraju z miasta do miasta.
Podobnie jest zresztą na innych trasach:
- Soczi – Petersburg: 2400 km, pociąg 40 godzin, samolot 3 godziny
- Kaliningrad – Samara: 2300 km, pociąg 42 godziny, samolot 4 godziny
- Rostów – Nowogród: 1300 km, pociąg 23 godziny, samolot 4 godziny
W dodatku większość połączeń obsługiwanych jest przez Aeroflot z przesiadką w Moskwie, więc wszyscy zachodni turyści, którzy na pokładach Lufthansy czy British Airways przylecą wyłącznie na jeden mecz swojej drużyny, i tak będą musieli w Moskwie przesiąść się do lokalnych linii lotniczych.
Podczas Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w 2014 roku do Brazylii w czerwcu dotarło ponad milion turystów (czterokrotnie więcej niż rok wcześniej, kiedy mistrzostw nie było). 70% z nich przyleciało do kraju samolotem. Podobnie będzie w Rosji, zwłaszcza biorąc pod uwagę olbrzymie dystanse dzielące miasta, w których rozgrywane zostaną mecze.
Władze Rosji największego napływu turystów spodziewają się z Chin i z Europy. Część tego tortu z pewnością przypadnie rosyjskim liniom lotniczym, które obsługują nie tylko loty międzynarodowe, ale w dużej mierze właśnie krajowe.
Dla samego Aeroflotu dobrą wiadomością jest też fakt, że w kolejnych latach wskaźniki zapełnienia samolotów będą regularnie zwiększane o 1-2 mln pasażerów rocznie. Pozytywnym aspektem jest również wiadomość, że zwiększają się przychody nie tylko z działki przewozów pasażerskich, ale także cargo.
Jeśli chodzi o finansowe fundamenty Aeroflotu, to są one świetne. Przede wszystkim firma jest kompletnie niedowartościowana. Wskaźnik price-to-earnings na 2018 rok wynosi zaledwie 6.22, a na 2019 rok 5.48. To prawda, że cały rosyjski rynek jest obecnie mocno niedowartościowany, ale nie aż tak! Wartość księgowa firmy to 343 miliardów rubli, natomiast jej kapitalizacja na giełdzie wynosi… 173 miliardy. Price-to-book value jest tu na poziomie 0.5, co rzadko zdarza się w przypadku spółek o silnych fundamentach, które nie zmierzają do upadłości.
Natomiast Aeroflotowi daleko od upadłości. Return-on-equity wynosi 38%, a firma zwiększa swoje przychody dwucyfrowo, wypracowując dodatni cash-flow i wypłacając przy okazji sowitą dywidendę w wysokości 7.5%.
Problemem Aeroflotu jest oczywiście negatywny sentyment wobec aktywów rosyjskich jako takich i wycofanie się praktycznie większości amerykańskiego kapitału z giełdy w Moskwie. Moim zdaniem jednak pustka zostanie prędzej czy później zastąpiona przez pieniądze pochodzące z Chin czy z Bliskiego Wschodu. Sama Rosja wychodzi właśnie z recesji, a gospodarka odżywa, napędzana wyższymi cenami ropy naftowej. No i ten katalizator…
Dodatkowym plusem inwestycji jest brak jakiejkolwiek korelacji notowań akcji Aeroflotu z giełdami zachodnimi, a więc taka pozycja stanowi dobrą dywersyfikację portfela.
W Aeroflot można zainwestować poprzez GDR notowany na giełdzie we Frankfurcie. Symbol instrumentu to AETG. Od strony technicznej moment na wejście jest jako taki. Firma (dzisiejszy kurs to €11.30) znajduje się w długoterminowym trendzie rosnącym, w średnioterminowym spadkowym i w krótkoterminowym bocznym. Oscylator MACD nie dał jeszcze sygnału kupna, ponieważ średnie cały czas spadają, a kurs znajduje się w samym środku kanału Bollingera. Podsumowując to wszystko językiem profesjonalistów: na dwoje babka wróżyła.
Zalecałbym więc wejście na raty, czyli kupienie akcji za połowę kwoty docelowej i poczekanie na ewentualny zjazd w okolice €10, żeby dokupić za drugą połowę, uśredniając wszystko w dół.
Pomysł nr 2: Bet-at-home.com
Jaka jeszcze branża (poza producentem wuwuzeli) może spotkać się z dużym zainteresowaniem ze strony kibiców podczas Mistrzostw Świat w Piłce Nożnej? Stawiam zakład, że jest to firma bukmacherska.
Jedną z bardziej znanych jest austriacko-niemiecka Bet-at-home.com założona w 1999 r., która prowadzi sportowe zakłady bukmacherskie online, ale także wirtualne internetowe kasyno czy stoliki pokerowe.
Od strony fundamentalnej firma rozwija solidny i stabilny biznes, regularnie zwiększając swoje przychody i zyski. Plan na 2018 rok zakłada nieco niższy poziom sprzedaży (140 vs. 145 mln euro rok wcześniej), ale za to lepszą efektywność (EBITDA 38 vs 35 mln euro). Z mojego punktu widzenia nie byłby to żaden rewelacyjny skok, ani świetna okazja inwestycyjna, gdyby nie fakt, że… spółka w ostatnich tygodniach zaliczyła niczym nie uzasadnioną korektę o ponad 30% i zjechała do poziomu €70.
Średnia cena docelowa prognozowana przez analityków wynosi natomiast €102, a więc oznacza to około 40% potencjału do wzrostu. Szacunki te wydają się realistyczne, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że średnie P/E z ostatnich dwóch lat wyniosło 20. Przy dzisiejszym kursie na poziomie €70 i prognozowanych EPS-ach na 2019 rok w wysokości €5.21, oznaczałoby to docelowy kurs na poziomie mniej więcej €104. Przy założeniu oczywiście, że P/E na kolejne lata także utrzyma się na swoim poziomie 20.
Firma notowana jest na giełdzie we Frankfurcie, a symbol jej akcji to ACX.
Od strony technicznej Bet-at-home.com wygląda niestety dość chaotycznie. Jednak pojawiają się już pierwsze jaskółki w postaci przecinających się średnich na oscylatorze MACD (co często zwiastuje odbicie) oraz faktu, że spadki zatrzymały się mniej więcej na poziomach z połowy 2016 roku.
Jest to jednak cały czas zagranie bardziej spekulacyjne niż inwestycyjne. W tym przypadku sugerowałbym więc ustawienie jakiegoś stop lossa, np. na poziomie €64.50, czyli lekko poniżej ostatniego dołka. Przy takiej konfiguracji ryzykujemy 5-6 euro na akcji, żeby ewentualnie zarobić 30 euro, gdyby kurs osiągnął jednak zakładany poziom docelowy w okolicach €100.
Wisienką na torcie jest tu także fakt, że firma (podobnie jak Aeroflot), nie jest skorelowana z giełdą amerykańską, a w dodatku wypłaca soczystą dywidendę na poziomie ponad 7%. Ex-dividend day, czyli dzień, przed którym trzeba posiadać akcje na rachunku, aby być uprawnionym do dywidendy, przypada na 23 maja. To daje trochę czasu i komfort wchodzenia nawet 2-3 razy na rynek w przypadku, gdyby stop loss uparcie nas z niego wyrzucał.
A może macie inne pomysły w co warto zainwestować i jak zarobić trochę pieniędzy na zbliżających się Mistrzostwach Świata?